Projekt denko #26.

Projekt denko #26.

Już pewnie o tym mówiłam, ale naprawdę nie mam pojęcia, kiedy znowu nazbierałam opakowań do kolejnego projektu denko. Nawet nie wiecie jak lubię oglądać poprzednie edycje i sprawdzać co, kiedy używałam.


Szampon do włosów zniszczonych Dove Nutritive Solution Intense Repair - moje włosy go dosłownie pokochały. Sprawił, że były sypkie i miękkie w dotyku.  
Więcej pisałam tutaj


Serum Advanced Génifique Lancome - jest super, ale jednak cena odstrasza. Moja cera była delikatna po użyciu.
Więcej pisałam tutaj.


Krem Rénergie Multi-Lift Ultra Lancome - jest bardzo przyjemny w użyciu, jednak nie zauważyłam żadnych różnic. 
Więcej pisałam tutaj


Balsam do ust melone od balea - był mega tani i mega skuteczny. Nadawał delikatny kolor ustom, ale opakowanie mogło być bardziej trwałe. 
Więcej pisałam tutaj.


Balsam do ust cherry dream od balea - tak jak ten melone był nieziemski, ale te opakowanie było jakoś bardziej trwałe. 
Więcej pisałam tutaj


Lipner od essence - na początku byłam zachwycona, ale jednak na sam koniec nie mogłam zatemperować i ciągle się łamała.
Więcej pisałam tutaj


Tonik płatki róży od ziaji - idealny do wieczornej tonizacji, rozpylałam go i jako mgiełka sprawdził się świetnie.
Więcej pisałam tutaj


Antycellulitowa kuracja 8w1 modelująca sylwetkę od Eveline - moje pierwsze podejście do balsamu antycellitowego i nie zawiodłam się. 
Więcej pisałam tutaj


Filtr 10 SPF od Sun Ozon Rossmann - niestety nie wykorzystałam go jako ochrony jako przeciwsłonecznej, ale sprawdził się jako balsam. 
Więcej pisałam tutaj


Odżywka do włosów zniszczonych Dove Nutritive Solution Intense Repair - wreszcie moje końcówki były niezniszczone i nie suche. 
Więcej pisałam tutaj.

Paletka cieni Enchanted Sky od Sephora.

Paletka cieni Enchanted Sky od Sephora.

Czy też kiedykolwiek miałyście sytuację, kiedy kupiliście kosmetyk tylko ze względu na wygląd? Mnie to właśnie spotkało przy tej paletce. Chyba totalnie, mimo swojego wieku, jestem podatna na brokat. 


Do tej pory nie miałam szansy by testować cienie Sephory, jednak wiedziałam że płaci się za firmę a nie jakość. Jednak promocja i bazowe cienie przekonały mnie do zakupu. 


Cienie same w sobie nie utrzymują się na mojej powiece zbyt długo. No i bez bazy praktycznie ich nie widać. Wraz z bazą wytrzymują praktycznie przez cały dzień. Same w sobie nie są za bardzo na pigmentowane. Jednak dobrze się rozprowadzają po powiece. 


To właśnie, jak wspominałam, opakowanie skusiło mnie do zakupu. Po kilku latach używania cieni w plastikowych opakowaniach miałam ich dość - łamały się zawiasy i pękały opakowania. Te jest zapakowane tak jakby w tekturce na magnesik. W środku cienie są rozmieszone od jaśniejszych do ciemniejszych. 


Swatche cieni, zaczynając od góry. 
Szminka do ust Wet N Wild MegaLast "Don't Blink Pink".

Szminka do ust Wet N Wild MegaLast "Don't Blink Pink".

Od kilku lat poszukuje swojego odcienia szminki w kolorze różowym, ewentualnie czerwonym. Do tej pory nie udało mi się znaleźć odpowiedniego. Nie wspominając tutaj już o innych kolorach, np. nude czy lekkim wrzosowym. 


Jest to mój pierwszy produkt od firmy Wet N Wild i nie wiedziałam co po nim mam się spodziewać. Jednak po kilku użyciach byłam pozytywnie zaskoczona. Szminka mimo, że to nie jest jednak mój kolor, albo ja nie czuje się w nim dobrze, z trwałością wypadła świetnie. Mimo upływu czasu i jedzenia ona była wciąż w jakiejś części na ustach. To nie jest tak że wtopiła się jak inne w usta po godzinie czy dwóch. Usta po użyciu szminki nie są wysuszone, ale polecam wcześniej użyć trochę balsamu do ust żeby nie było widać suchych skórek. 


Opakowanie nie powala jakością, ani wyglądem. Wszystko jest w plastikowym wydaniu. Na zdjęciu wyżej, widać że nawet całość pomadki nie mieści się do środka. Często podczas zamykania musiałam być ostrożna, aby przypadkiem nie włożyć zatyczki w kosmetyk. 


Możliwe że skuszę się na kolejną szminkę z oferty tej firmy. Mają świetny i szeroki wybór różnych kolorów. 
Maska urban'er.

Maska urban'er.

Do tej pory nosiłam zwykłą, materiałową maseczkę, która nie miała żadnego kształtu i nie była dopasowana. Jednak jeszcze nie było tak źle, mimo że mam czasami problemy z oddychaniem. Jednak teraz w okresie letnim trochę źle mi się oddychało przez taką zwykłą, postanowiłam spróbować z bardziej dopasowaną. Tym sposobem trafiłam na maskę Uraban'er od polskiej firmy z Gdańska. 


Producent zapewnia o najważniejszych cechach maski:
  • Szczelność, dzięki wyjątkowej miękkiej elastycznej uszczelce.
  • Dopasowanie, dzięki regulowanym blaszkom.
  • Skuteczność, dzięki filtrom z tkaniną HEPA oraz jonami srebra.
  • Wygoda noszenia, dzięki miękkim tkaninom wysokiej jakości i paskowi zapinanemu na rzep za szyję.
  • Design

Po raz pierwszy jak ubrałam maskę to poczułam, że jej w ogóle nie mam. Mogłam normalnie oddychać i nic mnie nie uwierało, ani nie cisnęło. Moje uszy wreszcie nie były narażone na zbyt ciasne gumki, bo zapięcie z elastycznej gumki i przede wszystkim delikatnej, grubej gumy szło poza uszami, za tył głowy. Chyba najważniejszą rzeczą jest brak dopuszczania powietrza, co nam gwarantują silikonowe paski zamontowane na końcach maski. W środku powietrze filtrowane jest przez wysokiej klasy filtr, więc nie bałam się o jakość powietrza. Maseczka jest z częściowo materiału siateczkowego, więc jest dłużej sucha i oddychająca. Warto jeszcze wspomnieć, że w środku znajduje się stelaż, który można dopasować do swojego kształtu twarzy. Design jest dosyć nowoczesny i modernistyczny. W tym momencie sobie nie wyobrażam powrotu do zwykłej maski. Mogę śmiało polecić, bo jestem zadowolona z jej funkcjonalności i użytkowania.
Po za tym ten filtr możemy dokupić osobno i wymienić go w każdej chwili. 
W zestawie z maską przychodzi woreczek, więc możemy maskę schować i włożyć do torebki / plecaka. Co obecnie świetnie się sprawdzi, a przede wszystkim mamy ją zawsze ze sobą. 
Maska przychodzi tak ładnie zapakowana, wraz z instrukcją użytkowania i ulotką. 


Maskę można zamówić tutaj
Copyright © hope&faaith , Blogger