DM w Czechach.

DM w Czechach.

DM w Czechach dla mnie jest 100% odzwierciedleniem Rossmanna w Polsce. Chodząc po tych sklepach tutaj odczułam jakby byłam w Polsce. Oczywiście tylko zamiast złotówek to korony, a zamiast isany to balea. Kosmetyki połączone z chemią gospodarczą i artykułami dekoracyjnymi. 
Co ciekawsze z kolorówki oprócz tych znanych firm jak np. Rimmel to można znaleźć essence, catrice czy dm trend it up. W ogóle to zauważyłam że w kauflandzie mają szafę essence. 
Nie przedłużając, zapraszam na mini spacer po czeskim dm. Możecie tutaj znaleźć taki sam z Chorwacji i Austrii













Pamiętam jak kiedyś był szał na DM w Polsce. Teraz, po kilku latach zrozumiałam że to taka sama sieciówka jak Rossmann. Nawet mają podobne ceny oraz produkty. 
Odżywka do paznokci instant rebuild od maga-lab.

Odżywka do paznokci instant rebuild od maga-lab.

Co raz to szukam nowej odżywki, która naprawi mój stan paznokci. Próbuje naprawdę wszystkiego. Nawet domowych sposobów czy "medycyny ludowej". Zwłaszcza teraz kiedy zaczęłam używać hybryd. Nie oczekuje wiele, chciałam by tylko zapobiegła kruchliwości i łamaniu paznokciom. 


Już po pierwszym użytkowaniu zauważyłam poprawę stanu paznokci. Stały się twardsze i szybciej rosną. Tak jak obiecuje producent. Nie zauważyłam jak na razie skutków ubocznych odżywki. Tak jak to miało miejsce z odżywką marki Eveline. Nie wysusza skórek. Nawet szybko wysycha jak się nałoży cienką wersję. Konsystencja jest okej. Nie gęstnieje i nie zasycha w pojemniku. Produkt bardziej przypomina bezbarwny lakier do paznokci niż odżywkę z wyglądu. Bardzo dobrze się nakłada. A pędzelek jest w sam raz. Na paznokciach potrafi się utrzymać do tygodnia bez żadnych odpryśnięć. Wyglądem przypomina jakbyśmy po prostu nałożyli na swoje paznokcie bezbarwny lakier. 

Opis i skład. 

Jak na razie to dla mnie strzał w dziesiątkę. Lekko cena mnie odstraszyła. Ale myślę że starczy mi na długo, zwłaszcza jak teraz zaczęłam zabawę z hybrydami i nie nakładam jej co tydzień, a co 3. Cóż, rośnie nam konkurencja dla kultowych odżywek z Eveline. 
"Osobowość na talerzu: Kim są zwierzęta które zjadamy?" Barbara J. King.

"Osobowość na talerzu: Kim są zwierzęta które zjadamy?" Barbara J. King.

Wiele razy się zastanawiałam na temat jedzenia martwych zwierząt. Przecież to tak jakby zwierzęta zabijali ludzi, a potem jedli ich na obiad czy jako przystawkę. Lecz czasami przeraża mnie ta cała ideologia niejedzenia mięsa, dlatego zdecydowałam się na książkę "Osobowość na talerzu". 


W kilku rozdziałach mamy przedstawione zwierzęta, które najczęściej lądują na naszym talerzu. Mamy szansę, aby dowiedzieć się czegoś więcej o nich - o ich uczuciach, inteligencji, bólu. One były na swój sposób takie jak my - rozmnażały się, miały odczucia, oddychały. Nie jest to przedstawione w sposób brutalny - lecz taki jakby dla dzieci. Niekiedy jednak pojawiały się fakty znane i powszechne. To trochę taka praca jakby, podsumowująca wszystkie dotąd zebrane wiadomości o zwierzętach hodowlanych.  
Według mnie głównym celem książki było uświadomienie czytelnika, że to co je to także istota żywa, która ma prawo do życia, a nie skończenia jako ludzki obiad. Oraz zastanowienia się gdzie jest granica pomiędzy kolacją, a naszym pupilkiem. 
Czytając książkę przypomniały mi się momenty pobytu na wsi - wiedziałam że jadłam na obiad kurczaka czy świnkę, a chwilę wcześniej widziałam inne, które wesoło sobie biegały i żyły - to był dziwny moment uświadomienia sobie, że naprawdę jemy niewinne zwierzęta. 


Jak nienawidzę koloru żółtego (jako małe dziecko moja sypialnia była żółta) to ten jest z jednej strony krzykliwy, a z drugiej taki spokojny. Przełamaniem tego jest biały kawałek wraz z narysowanymi zwierzakami. Czcionka jak dla mnie jest ciut przy mała. Za to język jest jak najbardziej przystępny i wcale nie miałam odczucia że czytam coś naukowego. Książka podzielona jest na 8 rozdziałów, znajdujących się na  300 stronach. A na końcu możemy znaleźć źródła i sami doczytać, jeśli mamy niedosyt. 



Polecam dla każdego, kto chciałby przejść na dietę bezmięsną oraz zastanowić się nad ilością spożywanego mięsa. 
Regenerująca maska do włosów Schwarzkopf Beology.

Regenerująca maska do włosów Schwarzkopf Beology.

Z góry uprzedzam że ostatnio Blogger zaczął mi przestawiać zdjęcia kiedy wgrywam je do notek. 


Z maskami miałam mało do czynienia bo nie lubię czekać z tym by ją spłukać. Dlatego zawsze stawiam na odżywki do włosów. Po pozytywnych doświadczeniach z maską Kallos, nie mogłam się trochę doczekać jak zacznie się zachowywać ta maska. 


Stosując wszystkie po kolei produkty z linii Beology, ważna tutaj jest maska. Porządnie nawilża, regeneruje i zapobiega przyszłościowym zniszczeniom, czyli tak jak obiecywał producent. Łatwo rozprowadza się na włosach i wchłania się we włosy. A potem się dobrze spłukuje. Ma świetną konsystencje. Włosy są o zdrowym wyglądzie i sypkie. Nie pozostawia efektu obciążenia i tłustych włosów. Po prostu wszelka porowatość włosów ustępuje. 


Opakowanie nawiązuje do całej linii Beology. Konsystencja jest w miarę okej jak na maskę. Zapach jest mało wyczuwalny, taki bardziej subtelny. Nie pozostaje na długo na włosach. 


Za taką cenę to tak średnio bym kupiła. Jednak na takie efekty to trochę przy droga. Można czasami znaleźć o podobnym działaniu za niższą cenę. 

Colleen Hoover "This girl" /Pułapka uczuć cz. 3/.

Colleen Hoover "This girl" /Pułapka uczuć cz. 3/.

Wcześniej na blogu dodawałam notki o pierwszej i drugiej części serii książek autorstwa Colleen Hoover. Po przepięknym epilogu drugiej części, czego jeszcze lepszego można było się spodziewać? Trzeciej części książki. 


Tak bardzo liczyłam na książkę, gdzie będą ukazane losy Willa i Lake jako małżeństwa, tego jak sobie radzą mieszkając razem i z chłopakami. A tu niespodziewanie są przywoływane historie z punktu widzenia Willa, przemieszane wraz z ich rozmowami podczas ich weekendu miodowego. Niektóre wybiegają poza książkę, jak np. ta z Vaughn. Sama końcówka książki to idealne podsumowanie tego czego oczekiwałam. Jednak teraz, dzięki wspominając ich wspólną przeszłość, nasza para nie ma między sobą tajemnic. A my, czytelnicy wiemy już prawie wszystko. 


Ta książka także posiada przepiękną okładkę. Jednak sam pierścionek nie za bardzo nawiązuje do historii zawartej w książce. Na 340 stronach mamy 20 rozdziałów z punktu widzenia Willa. Są one przeplatane raz rozmowami z miesiąca miodowego, a raz wspomnieniami. 



To konieczna pozycja dla czytelników poprzednich części oraz twórczości autorki. Idealny przykład literatury "New Adult".
Copyright © hope&faaith , Blogger