Wzmacniający preparat na końcówki Schwarzkopf Beology.

Wzmacniający preparat na końcówki Schwarzkopf Beology.

Na wstępie chciałam uprzedzić, że ostatnio Blogger dodaje mi poprzekręcane zdjęcia podczas wgrywania ich do notek. 


Nigdy nie stosowałam osobnego kosmetyku tylko na końcówki włosów. Zawsze chcąc je ochronić nakładałam większą dawkę odżywki czy spryskiwałam je jakąś mgiełką do włosów. Ale wraz z nową linią Schwarzkopf Beology postanowiłam przetestować także ten produkt do końcówek. 


Zawsze odkładałam podcięcie końcówek na wieczne nigdy. Nawet miałam kupione na aliexpress poziomice do tego. Dobrze się stało, że tego nie zrobiłam. Z pomocą przyszło mi serum do końcówek. Stosuje je za każdym razem kiedy prostuje włosy. Podczas tego zabiegu nie niszczy mi ich, tylko zabezpiecza. Jest dosyć wydajne. Moje końcówki po tym wreszcie odżyły, a ja mogę śmiało prostować włosy do woli. Zauważyłam że moje włosy się mniej rozdwajają. 


Jest to jeden z moich ulubionych typów opakowania - tubka z pompką. Graficznie dopasowany do reszty produktów z linii Beology. Konsystencja jest typową dla takich boosterów (czego dowiedziałam się szperając po internecie). 


Chciałabym kupić ponownie, ale nie za taką cenę. Gdyby był z połowę tańszy to chętnie bym się skusiła. A tak będę szukała czegoś w niższym przedziale cenowym. 
Glinkowe maski od L'oreal.

Glinkowe maski od L'oreal.

Ostatnio w akcji promocyjnej L'oreal można było zdobyć próbki nowych glinek. Normalnie w sklepach sprzedawane są w słoiczkach jak kremy. Jednak dla mnie to o wiele lepsze rozwiązanie jak są pakowane w tych saszetkach. Są to wielkie dwie zalety - nic nam nie zasuszy się oraz można lepiej transportować. 


Moja cera po użyciu tych masek jest dotleniona, oczyszczona i zmatowiona. Nie widać żadnych porów. Skóra w dotyku jest miękka i delikatna. Brak efektu uczucia ściągnięcia skóry. Raz ją chwilkę dłużej przytrzymałam to cera była lekko zaczerwiona. Ale tak to nie widziałam żadnych innych niepożądanych reakcji. Dość łatwo się nakłada  i zmywa. Konsystencja jest normalna, nie wylewa się, ani nie jest za gęsta. 



Mimo że obie maski się od siebie różnią to nie zauważyłam zbyt wielkich różnic. Tylko przy tym że jedna była matująca, a druga rozświetlająca. Dla mnie na mojej twarzy nie zauważyłam prawie żadnych różnic, dlatego opisałam ogólne wrażenia po ich stosowaniu. 


Jestem wielką fanką glinek. Ale wątpię żebym skusiła się na te z l'oreala, ze względu na cenę. Już lepsze cenową są glinki od dermaglin. A jeśli ma się czas i samemu ochotę się pobawić to za śmieszne pieniądze można kupić takie w proszku od fitomed
Kozieradka, czyli żeby włosy nie wypadały.

Kozieradka, czyli żeby włosy nie wypadały.

Kozieradkę poznałam już rok temu, kiedy po farbowaniu włosów zaczęły mi nadmiernie wypadać. A ja się bałam, że wyłysieje. Na jakimś blogu znalazłam że trzeba wcierać napar w skórę i się poprawi. Znalazłam w osiedlowej aptece i zrobiłam napar. Wszystko było super, ale moja butelka z atomizerem (po jakiejś mgiełce z avonu) nie dawała radyy bo jednak mimo przesiania nasionka kozieradki zatykały atomizer. Dlatego tym razem zdecydowałam się na wersję mieloną ze sklepu BioIndygo.PL


Kozieradka przychodzi do nas zapakowana w woreczek foliowy. 100 gram produktu kosztuje 3.17 PLN. Co jest super bo za mniej w aptece zapłaciłam coś koło 5 zł! Sama kozieradka z sklepu BioIndygo jest świetna. Posiada wspaniały zapach, nawet po otwarciu. Dodatkową zaletą jest dłuższy termin użytkowania. 

Na jedno zaparzenie używam około 1 łyżeczki od herbaty na większe pół szklanki wody. Wszystko zalewam wrzątkiem na noc. Na wszelki wypadek odcedzam. Jedna taka porcja wystarcza mi na 3 dni. I tyle powinno się trzymać by potem się nie zepsuło. 

Ogólnie to kozieradka stosowana jest jako przyprawa w kuchni. Jest to jeden z ważniejszych składników mieszanek przypraw curry. Może być stosowana w kuchni wegetariańskiej. Dopiero przypadkiem zaczęłam jej używać w sosach czy innych dipach do sałatek. Jak i również w marynatach do mięs czy podczas pieczenia drobiu. Poprawiła i wzmocniła smak potraw. Niekiedy uważa się że w diecie pomaga spalać tłuszcz. Ma wiele zastosowań. Zwłaszcza w medycynie - stany zapalne oraz problemy z śluzem.


Jest super! Wreszcie nic mi się nie zacina w atomizerze i mogę nadal cieszyć się pięknymi włosami. A także poprawia smak potraw.

Zamówicie tutaj.

"Historia pewnej dziewczyny" Sara Zarr.

"Historia pewnej dziewczyny" Sara Zarr.

Kiedy przeczytałam opis tej książki to myślałam że będzie typowo "patologiczna", wiecie typu matka-ćpunka, ojciec-alkoholik, brat-więziennik i bohaterka będzie próbowała się wyrwać z tego miejsca. Coś w tym klimacie. Ale jak widać nie należy oceniać książki po okładce i o tym właśnie się przekonałam. 


Jest ukazane życie głównej bohaterki kilka lat po tym wydarzeniu. Nie chce za bardzo zdradzać co i jak, żeby była jakaś niespodzianka podczas czytania. Ale jest ciężko nie spoilerować, a jednocześnie przekazać jak bardzo warta jest książka aby ją przeczytać. Wiele się zmienia podczas jednych wakacji Deanny. Można powiedzieć że na lepsze i to nie w tym kierunku co planowała iść. Zmienia się sytuacja w domu, a także ze znajomymi. Wydarzy też się coś w przełomowego wraz w relacji z chłopcem z parkingu i innymi ludźmi z liceum. 
Książka daje wiele do myślenia. Pokazuje nam że nie ważne gdzie mieszkamy, ludzie są prawie tacy sami. A czas leczy rany. Mimo wszystko, że warto się starać i naprawić to co się popsuło bo zawsze może być lepiej. Wystarczy zebrać w sobie siłę i pokonać wszelkie lęki. Lektura uświadomiła mi jak ludzie się zmieniają, gdy spadnie na nich tragedia albo inny losowy ciężar, np. w postaci ciąży. 


Książkę czyta się bardzo płynnie. Nie można się doczekać co jest na następnych kartach. Posiada typową formę drukowanych książek. Podzielona jest na rozdziały - jest ich 16. Przedzielone są one "dodatkowymi" rozdziałami. Są to próby pisania opowiadania bohaterki. Lektura posiada 272 stron i jest w okładce miękkiej. 



Książkę chętnie polecę dla każdej dziewczyny. Zwłaszcza może znajdującej się w podobnej sytuacji. Świetnie nada się na prezent. 

5 urodziny bloga!

Planując notki na najbliższe dni, mało bym nie przegapiła okrągłych urodzin bloga. Po prostu w natłoku tego wszystkiego nie zajrzałam do kalendarza. 

Znalezione obrazy dla zapytania 5th bday



A szczerze? Po prostu nie mogę uwierzyć w to że udało mi się wytrwać w blogowaniu aż 5 lat!

Blog stał się moją codziennością i częścią życia. Teraz nie wyobrażam sobie bez niego życia. Wiem, jak to brzmi kiczowato. Ale tak jest. 

Znalezione obrazy dla zapytania 5th bday


Jestem wdzięczna za te 5 lat blogowania, za czytelników i za to że mogę się tak rozwijać. Za następne 5 lat bloga. Cheers! 
"Wszyscy ludzie których znam są chorzy psychicznie" Krystian Nowak.

"Wszyscy ludzie których znam są chorzy psychicznie" Krystian Nowak.

W wakacje chętnie sięgam po lekkie książki. Właśnie takie do przeczytania na raz albo dwa razy. Oraz takie które nie zobowiązują do znania tła historycznego, albo sytuacji geo-politycznej. Dlatego wybrałam książkę Krystiana Nowaka "Wszyscy ludzie których znam są chorzy psychicznie".


Książka opowiada o życiu Krystiana, który ma trzy koty. Toczy z nimi dziwne rozmowy. Bohater pracuje także jako twórca ogłoszeń samochodów w komisie. Opowiada o jego "beztroskim" życiu. Właśnie to są dla mnie ludzie, którzy poszli na studia (akurat tutaj kulturoznawstwo) i jakoś to będzie. Żyją zbyt dzisiejszym czasem bo nawet nie zastanawiają się nad jutrem - co będzie do jedzenia czy coś. Chcą wszędzie płacić lajkami. Pojawia się tutaj ta cała otoczka "jestem fejmem", której szczerze nienawidzę. Oraz to "jaki jestem cool, tylko spójrz na mnie". Wiem że to wszystko jest opisane w sarkastyczny sposób. Wszystko opowiedziane wg młodego pokolenia, które nie ma za grosz odpowiedzialności i rządzi się tylko statusami na fejsie. 


Książka ma prawie 300 stron i jest podzielona aż na trzy (!) rozdziały. Są to różne 3 etapy w życiu bohatera. Mam tu jeden zarzut do czcionki. Jest źle dobrana jak na taką szerokość kartki. Ledwo przeczyta się pięć wyrazów to już następna linijka, a po za tym szerokie marginesy. Chyba autor chciał aby była grubsza kosztem rozmiaru. Tutaj jeszcze mogłam by się przyczepić do przepisów, które mają rozmiar prawie tekstu. Oprawiona jest w twardą okładkę. 



Nie jest to lektura zbyt wysoka, więc chętnie polecę ją dla ludzi w moim wieku. Nie wiem czy starsi ludzie mogli by ją zrozumieć. 
DM w Austrii.

DM w Austrii.

Wszystko co na Zachodzie jest dla mnie inne. Mam jakieś wrażenie że do Polski spływa tylko odłamek tego wszystkiego co znajduje się tam. Wystarczy spojrzeć chociażby na drogerie oraz ich szeroką gamę oferowanych kosmetyków. Będąc w DM w Wiedniu, wszystko wydawało się takie większe i bardziej kolorowe. Może to ze względu na oświetlenie? Nie wiem, ale cenowo wypadało korzystnie. Oczywiście dla zarabiających w euro. Nie chcę wchodzić w takie tematy na blogu, dlatego zapraszam na mały spacer po austriackim DM. 

















Jak dla mnie to kosmetyczny raj! Mają taki wielki wybór zaczynając od kosmetyków a kończąc na chemii gospodarczej. Niestety nie udało mi się wszystkiego sfotografować. Nie ma ścisku w alejkach, jak to u nas czasami bywa w rossmannach. Nie wiem jak Wy ale ja zazdroszczę (oczywiście w pozytywnym sensie)!
Regenerujący szampon do włosów Schwarzkopf Beology.

Regenerujący szampon do włosów Schwarzkopf Beology.

Testowałam już wiele produktów do zniszczonych włosów. Już po ostatnim razie miałam się poddać i ściąć włosy. Nic nie zadziałało na moje włosy w 100 %. Dobrze że się wstrzymałam bo mam nowy produkt który może mi pomóc. Bowiem jest to nowa linia Beology Schwarzkopf. 


Szampon jako tak nie regeneruje moich włosów. Na pewno w połączeniu z odżywką i resztą produktów działa swoje. Osobno - nie. Sam w sobie dobrze myje włosy i je oczyszcza. Spłukuje się bez problemu. Nie wywołał u mnie podrażnień, ani łupieżu. Nie obciąża włosów i ich nie przetłuszcza. Stanowi gruntowne przygotowanie na dalszą pielęgnacje.  Podczas mycia włosów nie plącze ich. Po zastosowaniu samego kosmetyku włosy są takie naturalne i o zdrowym wyglądzie. 


Produkt (jak i reszta) są w takich a'la luksusowych opakowaniach. Każda linia ma swój kolor. Prześlicznie wyglądają na półce w łazience. Otwiera się na "klik". Na co trzeba uważać w kosmetyczce bo może się niespodziewanie wylać. Konsystencja jest typowa jak dla każdego szamponu. 


Za taką cenę to chyba nie kupię ponownie. Zwłaszcza że z podobnym składem mogę znaleźć taniej i tak samo przyszykuje mi włosy na resztę pielęgnacji. Jeśli był tańszy to by gościł na mojej łazienkowej półce. 
Kwiatowy balsam do ciała z Balea.

Kwiatowy balsam do ciała z Balea.

Od kiedy mam okazję zrobienia zakupów w DM, zawsze chciałam wypróbować ich balsam do ciała.  Zawsze mi to umykało. Dopiero ostatnio w Chorwacji przypomniałam sobie o tym małej zachciewajce i zdecydowałam się na ten kwiatowy. 


Bardzo dobrze nawilża, ale nie na zbyt długo. Śmiało mogę powiedzieć, że tak na jeden dzień. Bez względu na to czy weźmiemy prysznic wieczorem czy nie to rano trzeba będzie od nowa smarować. Zapach na ciele utrzymuje się nie za długo. Posiada lekką konsystencję którą łatwo i bezproblemowo możemy rozprowadzić. Dość szybko się wchłania. Nie pozostawiając lepkiego uczucia. Skóra po jest miękka w dotyku. Nie zauważyłam, aby wywołał jakieś podrażnienia. 


Produkt jest w wygodnym do używania pojemniku. Nie miałam problemu z otwieraniem lub zamykaniem pojemnika. Nigdy także przypadkowo mi się nie otworzył. Szata graficzna jest cudna. Konsystencja jest koloru białego. Należy uważać bo bardziej jest taka lejąca się. 


Jeśli będę miała okazję być jeszcze raz w DM, to chętnie wypróbuje inne ich balsamy do ciała. Zwłaszcza tym razem zdecydowałam by się na wersję w tubie i najlepiej z edycji limitowanej. Zazwyczaj wtedy są świetne kompozycje zapachowe. 
Copyright © hope&faaith , Blogger