Antycellulitowa kuracja 8w1 modelująca sylwetkę od Eveline.

Antycellulitowa kuracja 8w1 modelująca sylwetkę od Eveline.

O podobnym produkcie Eveline usłyszałam już kilka lat temu, jednak nie miałam szansy by go wcześniej przetestować. Teraz nadarzyła się okazja ku temu, zwłaszcza że zauważyłam pojawiający się cellulit na moich udach. 


Wrażenia po pierwszym użyciu? Efekt chłodzenia oraz zapach przypominający maść po ukoszeniu owada albo coś w tym stylu. Można stosować na różne partie ciała, nie tylko na uda, ale także na ramiona, brzuch, talia, boczki, pośladki i bryczesy oraz co ciekawego dla mnie, ma pomagać z rozstępami. Stosowałam na brzuch oraz całe uda, codziennie rano i wieczorem, tak jak zalecał producent. Mogę powiedzieć, że widać efekty i to większe niż się spodziewałam. Powoli zniknęły wszystkie niedoskonałe partie ciała, z którymi miałam problem. Duży plus za skład, jest wegański, więc miałam świadomość, że nie muszę smarować się chemią. Zauważyłam tutaj zieloną herbatę, chronellę i spirulinę, które nota bene stosuje się przy odchudzaniu. 


To jest jeden z lepszych produktów na walkę z cellulitem, na pewno do niego powrócę.

Krem Rénergie Multi-Lift Ultra Lancome.

Krem Rénergie Multi-Lift Ultra Lancome.

Jest to mój pierwszy krem przeciwzmarszczkowy i nadal zastanawiam się, czy to już jest czas na jego używanie. A może jest jeszcze za wcześnie na niego? Na szczęście, nie był to pełnowymiarowy produkt, tylko 15 ml próbka. 


Krem jest przepięknie zapakowany w pudełku i posiada delikatny, a wręcz subtelny zapach, który mi umilał poranną pielęgnację, a wieczorem koił do snu. Po kilku dniach regularnego stosowania zauważyłam lekką poprawę. Moje mimiczne zmarszczki lekko się zmniejszyły, a skóra stała się mimo woli nawilżona. Zauważyłam jakby koloryt mojej skóry się trochę wyrównał, lecz bym nie powiedziała tak tego w 100%. Jednak mogę śmiało powiedzieć, że moja cera stała się promienna, tak jak obiecuje producent. Nie miałam tutaj problemu, by potem nałożyć podkład. Całkowicie nie gryzł się ze sobą oraz nie ważył. A to czasami mi się zdarzało z niektórymi kremami. Po za tym to szybko się wchłaniał, więc nie musiałam zbytnio czekać by nałożyć makijaż. Nie pozostawia uczucia lepkości. Krem mnie nie zapchał oraz nie wywołał reakcji alergicznych.


Jest to miniaturowe opakowanie kremu zapakowane w prześliczne, malutkie opakowanie. Przynajmniej tyle dobrego, bo można było to dostać w saszetce. Konsystencja jest dosyć lejąca się, musiałam uważać by podczas nakładania nie spłynął mi po palcu. Krem jest w kolorze białym. 


Niestety, ale nie zakupię ponownie tego kremu. Tu nie chodzi o cenę (300 zł za 50 ml), ale także o samo działanie na moją cerę. 

Tonik płatki róż od Ziaji.

Tonik płatki róż od Ziaji.

Jestem fanką od wielu lat produktów Ziaji. Są polskiej marki, nie uczulają mnie i nie posiadają zbytnio wygórowanej ceny. No i są dostępne praktycznie wszędzie. Dlatego kiedy skończył mi się esencję różaną to powróciłam ponownie do toniku ziaji


Jestem zadowolona z efektu, który otrzymuje dosłownie chwilę po użyciu. Zastosowany chwilę po użyciu żelu do mycia twarzy daje lekkie nawilżenie, odświeżenie i dobrą tonizację cery. Po zastosowaniu jest przyjemna w dotyku i przynosi ulgę. Nie czułam żadnego efektu ściągniętej skóry oraz lepkości skóry. Nie zauważyłam także abym dostała jakiś wyprysków czy miała reakcję alergiczną po stosowaniu. Zapach jest praktycznie nie wyczuwalny, nie pozostaje on na skórze. 
Jest bardzo wydajny, opakowanie posiadam już kilka tygodni, a stosuje codziennie i wciąż mam jeszcze dobre pół opakowania. Przy czym nie wylewam go na wacik, tylko przelałam do butelki z atomizerem i psikam delikatną mgiełką na twarz.


Z wielką przyjemnością wrócę do tych produktów. Na razie nie umiem nic lepszego znaleźć dla mojej cery oaz nie wyobrażam sobie innego produktu do stosowania na noc. 
Odżywka do włosów zniszczonych Dove Nutritive Solution Intense Repair.

Odżywka do włosów zniszczonych Dove Nutritive Solution Intense Repair.

Jestem w nieustannym poszukiwaniu swojego KWC do włosów. Po prostu chcę uzyskać tylko efekt włosów po fryzjerze w domu. Trochę to męczące i irytujące, kiedy liczy się na cud, a wychodzi co innego. 


Wraz z połączeniem z szamponem, sprawia że moje włosy są pełne blasku. Widać, jak bardzo poprawił się ich stan oraz wygląd. Nie zauważyłam, aby moje włosy stawały się bardziej przesuszone, albo oklapnięte po tym produkcie. Pozostawia na włosach delikatny zapach. Nie miałam większego problemu z rozprowadzaniem jej na włosach, co czasami bywa uciążliwe w innych odżywkach. Zaletą tego kosmetyku jest to, że włosy stają się łatwe do rozczesania oraz miękkie w dotyku. Nie miałam także większych trudności przy układaniu włosów po zastosowaniu odżywki. 


Butelka posiada świetny kształt, dobrze się ją trzyma w czasie nakładania kosmetyku na włosy. Uwielbiam tą minimalistyczną szatę graficzną. Dodatkowym plusem, jest to, że jak stoi na nakrętce to mamy pewność to wykorzystamy wszystkiej produkt. Konsystencja jest zbita i twarda, nie za bardzo lejąca się. 


Jestem oczarowana produktem, zakupię go tylko jak znajdę w atrakcyjnej cenie. 
Travel bujo, czyli dziennik podróży.

Travel bujo, czyli dziennik podróży.

Ludzie dzielą się na osoby, które kochają podróżować i na te co nienawidzą. Ja należę do osób, które kochają. Uwielbiam wyrwać się na kilka dni z domu, zwłaszcza zagranicę. Zobaczyć inne miejsca, kulturę, czy język. Pójść do sklepu i kupić lokalne przysmaki albo napaść na DM. Wraz z moim nowym hobby do prowadzenia bujo, pomyślałam że to świetna okazja także do zapisywania wspomnień z każdej podróży. 

Jest to osobna sekcja w moim bullet journal, poświęcona tylko podróżom. Jak dla mnie jest to świetna pamiątka na starość, bo będę mogła wspominać swoje wycieczki. Zwłaszcza, że będę mogła to przekazać dalszym pokoleniom. Osobiście, chciałabym przeczytać taki dziennik podróży mojego pradziadka, który był w Stanach. 


Głównym elementem tego dziennika jest mapa. Mam dwie mapy - Europy i świata. Lecz teraz tak myślę, że powinnam mieć osobno każdego kontynentu, bo nie oszukujmy się mapa świata jest zbyt mała, aby zaznaczyć jakiś kraj w Azji czy Afryce. Na razie mnie jeszcze nie było, ale ten dziennik jest przygotowany strasznie przyszłościowo. Po co tak w ogóle mapy? Powinny być przede wszystkim takie do kolorowania, konturowe, aby potem było łatwo po nich zaznaczać. Dla mnie, bo mogę sobie zaznaczać, w których krajach byłam i kiedy. Jeśli zwiedziłam ponad 10 krajów w Europie to mam ładnie pokolorowane.

Jeśli macie ochotę, to możecie zakupić cudownie wykonaną od Magdy z OgarniamSię mapę wraz z całym plannerem podróży.


Czasami do niektórych krajów wracam po kilka razy. Tak jest np. ze Słowacją, bo zakupy, bo przejeżdżam, jadąc dalej, czy jednodniowa wycieczka. W takim razie nie ma sensu zaznaczania na mapie, zwłaszcza że to taki malutki kraj, dat kiedy byłam. Pomaga mi w tym lista wyjazdów zagranicznych. Jest to taka sama lista jak z zadaniami, tylko wpisuje wszystkie podróże, które odbyłam zagranicę. Jak dla mnie, jest to bardziej czytelniejsze i pozwala mi zobaczyć oraz docenić jak bardzo dużo zwiedziłam krajów. 


Nie mogło tutaj zabraknąć czegoś takiego jak wishlisty krajów oraz miejsc do których chciałabym się udać w przyszłości. 

W tym roku zaczęłam latać samolotami, tutaj jest tekst o moim pierwszym locie. Nie chcąc jeszcze bardziej robić nieczytelnej listy wyjazdów zagranicznych, mam osobną listę do moich podróży samolotem. Jest to dla mnie spełnieniem marzeń, że mogę w ten sposób podróżować, więc zapisuje numer każdego lotu, godzinę i datę odlotu, linię lotniczą, kierunek. W osobnej kopercie zbieram karty pokładowe i nalepki bagażowe. 


Dziwnie może to zabrzmieć, co to napiszę teraz. Ale mam listę rzeczy, których robiłam po raz pierwszy w życiu, będąc poza Polską. Zalicza się do nich m.in. wizyta nad morzem, robienie pierogów, czy wystawa prac malarskich. Po prostu chcę upamiętnić takie chwile. 

Mam także osobą stronę, gdzie opisałam swój pierwszy pobyt poza Polską oraz lot samolotem. Wklejam różne cytaty, które nawiązują do moich podróży oraz zdjęcia. Jest to żywy pamiętnik.  

Serum Advanced Génifique Lancome.

Serum Advanced Génifique Lancome.

Do tej pory jakoś zbyt często nie używałam serum. Po prostu chyba nie widziałam, albo nie czułam żadnej potrzeby w jego używaniu. Jednak chciałam się ponownie przekonać co jest takiego cudownego w serum, że jest tak bardzo polecane. Na dobry początek miałam 7 ml próbkę. 


Pierwszy mój zachwyt nad tym serum to jego konsystencja. Trudno mi to opisać, ale ona jest taka treściwa. Stosowałam je regularnie, podczas wieczornej pielęgnacji i po kilkunastu dniach zauważyłam efekty. Moja cera lekko się wygładziła oraz w 100% nawilżyła. Po prostu czułam lekkie ukojenie. Nad ranem, po obudzeniu się, cera nadal była miękka w dotyku i taka przyjemna. Nie miałam problemów z aplikacją, kosmetyk bez problemu rozprowadzał się na mojej cerze. Po kilku sekundach od nałożenia znikało uczucie lepkości. Jest dosyć wydajny, dosłownie 2-3 kropelki wystarczą na całą twarz. Nie zauważyłam, aby stan mojej cery się pogorszył, nie było także żadnych wyprysków, ani alergii podczas używania. Kolor może być trochę odrażający, ale da się to przeżyć. Opakowanie, jak na próbkę, jest całkiem przyzwoite, jednak ta gąbka była twarda i było ciężko nabierać produkty do pipety. 


Trochę ubolewam nad ceną produktu, jednak będę starała się znaleźć coś tak samo dobrego w odrobinę niższej cenie. Miejmy nadzieje, że na pewno jest trochę tak samo świetnych produktów w niższej cenie. 
Copyright © hope&faaith , Blogger