"Jak uratować świat? Czyli co dobrego możesz zrobić dla planety." Areta Szpura.

"Jak uratować świat? Czyli co dobrego możesz zrobić dla planety." Areta Szpura.

Co raz więcej mówi się na temat ekologii i ratowania świata, życia zero waste. Czuje, że jesteśmy tym bombardowani ze wszystkich stron, ale tak naprawdę nie wiemy jak do tego się zabrać. Dlatego zdecydowałam się na przeczytanie poradnika Arety. 


Ta pozycja porusza wiele kwestii związanych z ochroną środowiska - poprzez kuchnię, weganizm, ubrania, aż do śmieci dowiadujemy się jak możemy służyć naszej planecie. Na stronach pojawiają się wywiady i rozmowy z wieloma osobami działającymi w poszczególnych sektorach. Pokazane są także instrukcje oraz podstawowe zasady ruchu eko, jakim teraz jest zero waste. Niektóre są aż przesadne i skrajne. Na przykład jak pomysł ograniczenia lotów przypadających na jedną osobę. Nie każdy będzie miał ochotę spędzić non stop 30 h w pociągu zamiast 2 h w samolocie. Albo płynąc przez kilkanaście dni do Ameryki, zamiast kilkunastogodzinnego lotu. 

Podczas czytania nasuwa się konkluzja tego, że poruszane tematy tyczą się Unii Europejskiej, czasami Europy oraz wspominane są kraje trzeciego świata, takie jak Tajlandia czy Bangladesz. To jak tam żyją ludzie (prawdopodobnie aby nas dobitnie uświadomić) i jak wyglądają tam wakacje. Tylko dlaczego nikt nie zwrócił uwagi na taki kraj jak USA, gdzie używa się masowo plastiku w opakowaniach na jedzenie, talerzach i sztućcach oraz masy darmowych reklamówek w sklepach? 


Mam takie poczucie, że jeśli chcesz działać i promować w kierunku zero waste to musisz non stop przestrzegać tych zasad. Jednak czytając tą książkę zauważyłam, że jest masa stron drukowanych pojedynczo, a nie tak jak zalecają - podwójnie. Na wielu kartkach jest nie wykorzystana cała strona na tekst. Pojawiają się minimalistyczne grafiki, ale wciąż kolorowe. Namawiają do recyklingu to dlaczego papier nie jest z odzysku w jakimś tam stopniu? A może powinna być książka tylko dostępna w ebooku, skoro zachęcają do jak najmniejszej ilości drukowania. 



Książkę polecę osobom chcącym wdrożyć się w ruch zero waste. Znalazłam tam masę ciekawostek i innych artykułów, stron www potrzebnych dla początkujących osób. 


Książka jest bez grzbietu. Na początku myślałam, że to jest jakiś błąd w drukarni i dostałam wybrakowaną kopię. Następnego dnia poszłam do empiku i sprawdziłam. Okazało się, że wszystkie książki są takie. Tylko dlaczego? Aby można było łatwiej wyrywać strony? To tego to by się idealnie nadawały takie kartki jak są w kołozeszytach. Albo rozwalić książkę podczas czytania?


Książka z wydawnictwa przyszła opakowana w tekturę, którą można potem jakoś wykorzystać. To jest właśnie idea zero waste, którą promuje ta książka.


Odświeżający i antybakteryjny żel do rąk od CleanHands.

Odświeżający i antybakteryjny żel do rąk od CleanHands.

Jak zapewne wiecie byłam przeciwniczką posiadania żelu antybakteryjnego. Uważałam to za zbędne i drogie (jeśli nie upoluje się na promocji to cena jest przesadzona). Wystarczały mi jedynie nawilżane chusteczki. Ale ostatnio nie miałam dostępu do łazienki i umycia rąk przed posiłkiem. Wtedy zrozumiałam, że jedząc na mieście będę potrzebowała tego kosmetyku. 


Co mnie zaskoczyło po pierwszym użyciu to brak lepkich dłoni. Po prostu szybko się wchłonął i nie pozostawił żadnej poświaty na skórze. Opakowanie jest bardzo wygodne bo jest na klik i dodatkowo miało ubranko w gratisie (w czeskim dm widziałam różowe i niebieskie). Zapach jest subtelny i delikatny. Na dłoniach w ogóle nie wyczuwalny. Bardzo dobrze oczyszcza nasze dłonie. Mam pewność (albo mi się tak zdaje) że wiem, że one są czyste i nie muszę bać się o bakterie kiedy zamierzam jeść. Z wydajnością jest tak ile kto za każdym razem wyciśnie. Ja nanosząc na ręce dosłownie 2 kropelki miałam go przez około 4 miesiące. Ale także nie używałam go na co dzień. Minusem jakim tutaj zauważyłam jest konsystencja. Żel po prostu spływa nam z dłoni. Nie wiem czy to przez to że nasze dłonie są ciepłe i się rozpuszcza czy ze względu na stan. 


Mimo wszystkich minusów jakie zauważyłam w tym produkcie, uratował mi kilkakrotnie życie kiedy musiałam jeść na mieście. Nadal pozostanę wierna chusteczkom i żelowi. Razem tworzą zgrany duet do czystych rąk. Nadal staram się używać żelu tylko w kryzysowych sytuacjach, ze względu na to że na 1 i 3 miejscu w składzie jest alkohol! 
"Emigracja" Malcolm XD.

"Emigracja" Malcolm XD.

Zauważyłam, że obecnie powstaje (może to nie za dobre słowo, ale jak inaczej wytłumaczyć skąd pochodzą kiepskie książki na wydawniczym rynku?) wiele książek pisanych w codziennym języku, z wieloma błędami, które by przeraziły wszystkich polonistów. Z drugiej strony, o wiele łatwiej jej się czyta niż np. takiego Mickiewicza czy Sienkiewicza. 


Trudno mi recenzować tą pozycję, bo to jest dla mnie, która zna autora z Internetu i jego past coś innego, niż dla osób spoza tego kręgu. Więc uprzedzam, że nie będzie to typowa dla mnie recenzja książki, bo się po prostu nie da i będę spoilerować poniekąd. Muszę tutaj jeszcze nadmienić, że pasty autora (filmu "Fanatyk" jeszcze nie widziałam) czytam od ponad dwóch lat, więc szczerze powiedziawszy byłam ciekawa co będzie znajdowało się w książce. 

Całość pisana jest w formie past, ale ciągiem. Nie ma znaków ">". Jak to się czyta, to ma się wrażenie, że autor z nami rozmawia i opowiada nam jego historię emigracji zarobkowej do UK. Zwłaszcza jak się do nas zwraca, bo wtrąca zaimki osobowe i zdania zapytaniowe. Niektóre przygody są dla mnie troszkę nieprawdopodobne i podkoloryzowane. Ale to są właśnie pasty. Ciągle podczas czytania, miałam ochotę śmiać się na cały głos. Jednak bywały momenty, kiedy opisy były zbyt długie i monotonne, to strasznie męczyło. Zwłaszcza, że jest kilka rozdziałów, które zaczynają się jak autor chce zacząć poruszać nowy temat. 


Wracając do tematu książki to właśnie jak już wspomniałam to głównym motywem jest wyjazd podczas najdłuższych wakacji życia (czyli między maturą, a studiami) na Wyspy w celach zarobkowych. Ukazane są także różne aspekty emigracji: mieszkanie w komunalnych mieszkaniach (wynajmowanych nielegalnie), squadzie czy na plantacjach. Widzimy różny przekrój tej emigracji. Zostało w niedużej części pokazane jak wygląda praca zarobkowa czy to na plantacji poza dużymi miastami, czy w stolicy. 



Książka będzie świetnym prezentem dla każdego fanatyka past oraz niekiedy przestrogą i pokazaniem jak wygląda prawdziwa emigracja do UK. 
"Feminist fight club. Jak przetrwać w seksistowskim miejscu pracy" Jessica Bennett.

"Feminist fight club. Jak przetrwać w seksistowskim miejscu pracy" Jessica Bennett.

Od pokoleń kobiety nie miały łatwo. Dopiero wiek XX przyniósł im prawo do głosowania i możliwość pracowania. Do tej pory walczymy o równe traktowanie w pracy, na uczelni i dosłownie wszędzie. Dlatego ta książka przyda się każdej z nas. 


Tą pozycję można śmiało uznać za poradnik, ale to dla niektórych może być biblia. O to jak stać się silniejszą i walczyć o równe i nieseksistowskie traktowanie w pracy. Zawiera wiele elementów do uzupełniania i wypełniania, np. umów czy quizów. Wskazówki nie odnoszą się tylko do miejsc pracy, są one po prostu uniwersalne i można je wykorzystać w każdej sytuacji. Nawiązania są także do odmiennych kultur i tradycji. To jest jakby koleżanka dzieliła się z Tobą radami. A najważniejsze to ta książka otwiera oczy na zachowania, które dla nas są niby normalne, ale nie do końca się z nimi zgadzamy. Po prostu pokazuje jak walczyć i reagować na zachowania mężczyzn. Oraz jak mieć swoje zdanie i nie zostać stłamszoną przez świat facetów.

Jednak przed tym wszystkim należy dobrze zrozumieć pojęcie feminizmu i jego historię. Obecnie to  słowo budzi wiele kontrowersji i tak samo dużo osób nie rozumie jego znaczenia. 


Styl pisania w książce jest dość lekki i dobrze się to czyta. W środku znajdziemy różne rysunki i elementy graficzne, które umilą czas przy czytaniu. Na końcu znajdziemy wszystkie przepisy, jest ich dość sporo jak na poradnik. Podzielona jest na kilka części, które znajdują się na ponad 300 stronach. 



Książkę polecę dla każdej kobiety, by chociaż raz ją przeczytała.

"Czy już zasnęłaś" Kathleen Barber.

"Czy już zasnęłaś" Kathleen Barber.

Nie wiem jak Wy, ale zawsze mam takie uczucie, że jak jest telefon mniej więcej od 22 do 6 nad ranem to wiem, że musiało wydarzyć się coś ważnego, a przynajmniej złego. W tej książce to jest właśnie główny powód zmian w życiu bohaterki. 


Fabuła mogła by wydawać się banalna, wcale tak nie jest. Za sprawą podcastu ożywa pewna sprawa mordercy profesora z uczelni, sprawca po kilkunastu latach nadal twierdzi że jest niewinny. Dziennikarka postanawia się temu dokładnie przyjrzeć. Jednak to nie ona jest główną bohaterką tej książki, tylko córka zamordowanego profesora. Jo po tej tragedii odcięła się od swojej matki oraz siostry i wyjechała. Po kilku latach ułożyła sobie życie na nowo, ma chłopaka, który nie wie o jej przeszłości. Wszystko jest idealnie, aż do jednego telefonu o 3 nad ranem. Cały ten telefon zmieni teraz życie Jo i pokaże prawdę skrywaną przez ostatnie lata. 

Autorka napisała naprawdę trzymający w napięciu thriller. Wpisuje się w życie codzienne, bowiem są liczne wtrącenia postów z Facebooka czy Twittera, a również rozpisany podcast. Wkrótce, na podstawie tej książki, powstanie serial, jestem ciekawa jak to przeniosą na ekran. 


Książka ma ponad 300 stron i podzielona jest na rozdziały. Jednak gdy zaczniemy ją czytać, to z każdą stroną będziemy chcieli wiedzieć co będzie dalej. Przeczytałam ją w jeden dzień. Czcionka jest w sam raz. Na szczęście waży, nie za dużo, więc można zabrać ją do torebki i w każdą podróż.



Książkę polecę każdej osobie, która lubi historie trzymające w napięciu i thrillery.

Copyright © hope&faaith , Blogger