Moje pędzle po 5 latach użytkowania.

Moje pędzle po 5 latach użytkowania.

Od 4 lat nie aktualizowałam swojej kolekcji pędzli. Część, powinnam powiedzieć, że ogromna część pędzli doszła i porównując to do tego, co było na początku, jest ogromna różnica. Jednak mam swoich ulubieńców i nie wszystkie się dobrze sprawdziły. 


Na obecny stan posiadam 27 pędzli. Większość z nich tworzy ozdobę na toaletce, bo naprawdę rzadko z nich korzystam. Pędzle kupowałam w przeróżnych lokalizacjach - rossmann, hebe, lokalna drogeria, ezebra, aliexpress. Cenowo to też wychodziło różnie, jednak nie inwestowałam w te mega drogie. 


Najbardziej jestem zadowolona z jednego pędzla do blendowania kupionego w lokalnej drogerii, który jest niesamowity. Bardzo dobrze również sprawdzają się te z aliexpress (marmurkowe trzonki) i co najlepsze to kosztowały śmieszne pieniądze. Często też używam tych z lokalnej drogerii, chyba są one z marki top choice (czarne trzonki). Natomiast nie sprawdził mi się ten srebrny z różowym włosiem z hebe. Posiada tylko ładny wygląd. Jestem jeszcze zadowolona ze szczoteczki, jest ona z rossmanna i świetnie rozczesuje brwi oraz rzęsy. 


Kolejnym zaskoczeniem były pędzle z aliexpress (trzonki w kolorze różowego złota). Spodziewałam się badziewia, a okazały się najlepsze z najlepszych. Kulka z hakuro, zamawiana na ezebra, jest też okej, ale przy myciu ciągle gubi włosy. Pędzel z różowym włosiem na srebnym trzonku z hebe jest taki sobie, tak jak jeden z ebelin. Reszta pędzli praktycznie robi za ozdobę, kupiłam je za grosze na ezebra i widać jakość, bo chyba w jednym odpada trzonek. 

Avon true 5 in one lash genius mascara.

Avon true 5 in one lash genius mascara.

Której z nas nie marzy się na raz wydłużenie, pogrubienie, rozdzielenie, uniesienie oraz głęboki kolor? Oczywiście możemy to mieć za pomocą sztucznych rzęs, ale doczepiane są czasami tandetne. Dlatego AVON postanowił wyjść z inicjatywą. Stworzył algorytm, który przeanalizował tysiące komentarzy w social mediach, by dowiedzieć się, o jakim tuszu marzą beauty fanki na całym świecie.


Pierwszą rzeczą, która zwróciła moją uwagę kiedy zobaczyłam tusz to opakowanie. Ile razy nam się zdarzyło w sklepie szukać tuszu, który byłby wcześniej odkręcany. Ten tusz jest zapakowany cały w folię i mamy pewność, że nikt wcześniej go nie otwierał. Mówiąc o opakowaniu, jest ono proste, na razie jeszcze farba nie zdziera się i dobrze się trzyma w dłoni. Kolejną rzeczą, która jeszcze mnie zaskoczyła podczas pierwszego użytkowania to intensywny, lekko chemiczny zapach. Jednak teraz po kilku użyciach już jest mniej wyczuwalny. Szczoteczka jest po prostu przegenialna. Jest silikonowa i posiada na końcu kilka tych igiełek ze szczotki. Docierają one do tych mniejszych rzęs i nie musiałam dodatkowo malować tych przy samym kąciku. Lecz na początku miałam problem, nabierało mi się za dużo produktu i to powodowało że mi się rzęsy sklejały. To trochę wyglądało jakbym nie umiała się malować. Jednak dwie warstwy wystarczą, aby uzyskać efekt "wachlarza rzęs". Na oczach utrzymywał się przez cały dzień i nie miałam żadnego problemu z jego zmyciem. Po przyłożeniu waciku z płynem miceralnym po prostu ładnie schodził. 
Sam efekt po nałożeniu jest po prostu nieziemski. Rzęsy wyglądają jak marzenie i samo pomalowanie robi prawie cały makijaż oka. Jak dla mnie prawie wszystkie obietnice producenta, oprócz rozdzielenia, ten tusz spełnia. 


Za taką cenę, to aż żal nie wypróbować. Możliwe, że jeszcze kiedyś do niego powrócę. Lecz na razie chcę przetestować inne nowości, które się pojawiają coraz na półkach. 
24.

24.

Kiedyś starałam się aby ten dzień był wyjątkowy, taki najbardziej naj. Teraz po prostu go celebruje, nie zamartwiam się nim i zapominam  o tym. Po prostu staram się go przeżyć. Zwłaszcza, że wprowadzono nowe ograniczenia związku z koronawirusem i musiałam zmienić część planów. 



dzień wcześniej zrobiłam zakupy w dealz, będzie o tym osobna notka, bo już mam pierwsze spostrzeżenia


cały dzień spędziłam na oglądaniu tiktoków albo królowe życia, chciałam po prostu czymś zająć głowę


byłam też z wizytą u babci


moim z jednych prezentów była bluzka, najważniejsze że różowa


kupiłam pizzę, bo nie chciało mi się piec tortu




Co znaczy dla mnie bujo? Po co go prowadzę?

Co znaczy dla mnie bujo? Po co go prowadzę?

Zaczynając prowadzić cokolwiek, w moim przypadku bullet journal, robimy to konkretnie z jakiegoś powodu. Dla mnie prowadzenie takiego dziennika to spisywanie wszystkich myśli na konkretne listy. Tak, aby wszystko było w jednym miejscu. Oraz niczego nie zapomniałam. 


Nie chciałam by to wyszło coś w stylu obowiązkowego, jak praca domowa czy ćwiczenia do zrobienia. Kiedy mam chęć lub coś do zapisania, zapisuje, ale nic na siłę. Wtedy najbardziej tracimy motywacje i chęci. Wiedziałam, że to może nie wypalić, dlatego nie zmuszałam siebie na siłę i nie łudziłam się, że będę wiecznie to robić. 

Na początku szukałam wiele informacji i to jak mam to wykonać. Bałam się coś źle zrobić, albo rozplanować. Nie wiem skąd wzięły się u mnie te objawy, przecież normalnie bym się tym nie przejmowała. Po zobaczeniu wielu obrazków bujo, odważyłam się sama tworzyć i próbować. Wszystkie moje obawy okazały się bezpodstawne, wszystko wyszło świetnie. A najważniejszą zasadą przy tworzeniu dziennika jest to, że nie ma jednego wzorca i może być tak różny, jak my jesteśmy. 

W notce o tym jak dokumentuje życie, pokazałam kilka sposobów. Właśnie jednym z nich jest dla mnie bullet journal. Zapisuje w nim wiele rzeczy, które tyczą się mnie w danym momencie. To co kochałam czytać czy oglądać. Albo to jak spędzałam urodziny. Wszystkie takie drobiazgi, które mogą mi umknąć i przepaść w "prozie życia". 


Ostatnio, za namową aniamaluje, zaczęłam spisywać wszystkie myśli i pomysły na kartkę. Większe projekty, albo cele, o których myślę aby je osiągnąć w przyszłości właśnie zapisuje w bujo. Potem łatwo mi do nich powrócić i skonfrontować czy udało mi się.  

Na sam koniec zostawiłam sekcje podróżniczą. Dzięki mojej pracy udaje mi się podróżować po Europie. Nie chce tego zapomnieć i jednocześnie mieć pamiątkę, że udało mi się poznać nowy kraj, albo powrócić do niego. Zapisuje błahostki i odczucia, które mam w odwiedzanych miejscach. 


Na pewno mogłabym wszystko mieć w pamiętniku, jednak było by to dla mnie mniej czytelne i praktyczne. Na razie sam pomysł posiadania i prowadzenia bullet journal mi się podoba. 
Krem do rąk Dove Nourishing Secrets Awakening Ritual.

Krem do rąk Dove Nourishing Secrets Awakening Ritual.

Ostatnio zauważyłam jak uzależniłam się od czegoś niepozornego jak krem do rąk. Kiedyś był to zbędny produkt dla mnie i nie potrzebowałam go aż tak zbytnio. Obecnie mam kilka porozstawianych wokół siebie. 


Moje dłonie od częstego mycia i czasami pracowania z dokumentami są przesuszone. Jednak moje dłonie nie są aż tak bardzo wymagające co do jakiego kremu muszę używać. Miałam wrażenie, że ten krem nic nie zrobił, tylko je jakby nawilżał na chwilę, bo nie miałam przesuszonych skórek wokół paznokci. Zapach nie jest zbyt intensywny, jest on raczej taki lekki i subtelny. Na plus jest to, że dosyć szybko się wchłania i nie pozostawia uczucia lepkości. Nie miałam żadnych trudności z rozprowadzeniem po skórze dłoni. Krem nie jest wydajny, zamknięty w 75 ml tubce szybko się kończy i cena jest strasznie wysoka jak za taką ilość produktu. Chociaż jest ładne graficznie opakowanie oraz jest poręczny. Konsystencja kremu jest trochę taka lejąca się i w kolorze białym. 


Nie wiem czy powrócę do tego kremu. Jakość do ceny jest masakryczna i chętniej wypróbuję coś innego.
Copyright © hope&faaith , Blogger