"Wasz wymarzony dzień" Kamila Romanow i Anna Dąbrowska.

"Wasz wymarzony dzień" Kamila Romanow i Anna Dąbrowska.

W życiu planowałam wiele imprez, np. swoją osiemnastkę. Kilka razy zdarzyło mi się być przy organizacji ślubów moich kuzynów. Zawsze w takich sytuacjach czułam się jak ryba w wodzie, dlatego zdecydowałam się na przeczytanie książki związanej z organizacją ślubu i wesela wraz z zasadami S-V. 


W środku znajdziemy informacje od A do Z w sprawie organizacji ślubów. Od zaręczyn po kompletne planowanie wesela do bycia małżeństwem. Dla mnie jako laika jest to encyklopedia wiedzy jak zorganizować taką imprezę z klasą. Nie została pominięta żadna kwestia. Wszystko zostało dokładnie opisane i wyjaśnione. Autorki poruszyły wszystkie warianty jakie tylko istnieją. Omawiają również sprawy związane z przesądami i tradycjami. 


Pierwsze co mi się rzuciło w oczy kiedy otworzyłam paczkę z książką to wygląd. Książka posiada przepiękna okładkę. Taka minimalistyczna i czysta. Nawiązująca zarazem do ślubu. W środku wszystko jest w kolorystyce białej, szarej i różowej. Wielkość liter jest w sam raz. 



Pisana jest w sposób przystępny, taki język potoczny. Książka zawiera 224 strony w twardej okładce.  Rozmiarem przypomina typowy planer mniej więcej rozmiaru B5. W środku znajdziemy także tabelki na wpisanie wydatków oraz grafiki jak np. nakryć stół. 


Jeśli znacie jakiś narzeczonych to możecie sprawić im przemiły prezent i podarować im tą książkę. Świetnie sprawdzi się pod choinką. 

Cienie do powiek Wibo Quattro nr 6.

Cienie do powiek Wibo Quattro nr 6.

Zawsze na promocjach chciałam zakupić i wypróbować te mini paletkę z wibo. Czy jakiekolwiek cienie z tej marki bo słyszałam o nich dużo dobrego. Niska cena a jakościowo są w porządku. Akurat ostatnio dostałam ją na urodziny. 


Cienie są dobrze na pigmentowane. To tylko w opakowaniu. Lecz na powiekach stają się nie plastyczne. Po nałożeniu mojej bazy z kobo nie mogłam ich rozetrzeć. Efekt wyglądał kosmicznie i tragicznie. Po prostu jakbym cofnęła się do lat 2000 kiedy panował taki makijaż oka. Strasznie się osypują na powiekach. Są trochę tak jakby suche. Jedynym plusem jaki widzę w nich jest to gama kolorystyczna i sposób jej skomponowania w pudełeczku. Dość łatwo je zmywam płynem micelarnym. 


Pudełko i jego wygląd są przepięknie zaprojektowane. Kombinacja cieni jako puzzli to świetny efekt wizualny. Ale niestety jeden puzzel się odkleił i lata sobie po pudełku. Po kilkunastu miesiącach użytkowania nie zauważyłam by jakoś specjalnie się zniszczyło lub połamało. Jest dość wytrzymałe. 

Swatche cieni. 


Raczej ponownie się na nie nie skuszę. Wolę za tą cenę dołożyć kilka złotówek i kupić paletkę z catrice. Ale nadal mam chęć by zakupić jakąś większą paletkę od wibo. Chociaż boję się że mogła by być nie wypałem. 
Żel do brwi Ka Brow z Benefit.

Żel do brwi Ka Brow z Benefit.

Jak może wiecie ten produkt wygrałam w giveaway'u u Anny Todd. Akurat dobrze się składa bo miałam na promocjach rossmannowskich kupować kolejną kredkę do brwi/oczu bo moja z lovely się skończyła. 
Ja swój posiadam w kolorze 06. 


Jest to pierwszy żel do brwi który widzę w aplikacji jak cienie. Nakłada się go jak cienie także. Posiada (co może nie widać na zdjęciach) dosyć lekką konsystencję i łatwo nakłada się na brwi. Jest wodoodporna. Dosyć długo utrzymuje się na brwiach i nie widać żeby blakła lub się rozmazywała. Trzeba uważać by nie nałożyć za dużo produktu bo wyjdzie komiczny efekt. Nie zauważyłam by się trudno zmywała. Nawet przy poprawkach można patyczkiem do uszu szybko poprawić niedociągnięcia. Po ponad roku użytkowania zrobiła się jedna bryłka. Nadal mogę nakładać produkt, ale nie jest to taka kremowa konsystencja jak była na początku. 


Gdy na początku lipca 2016 roku benefit pokazał produkty z tej kolekcji byłam nimi oczarowana. Mają przepiękne opakowania i śmieszne nazwy. W zestawie znajdujemy pędzelek, który posiada miękkie włosie i łatwo się nim nakłada produkt. Można go w łatwy sposób przedłużyć. Wystarczy wetknąć go w odwrotną stronę niż się wyjmowało. Cóż to dobry patent.  Srebrna farba z opakowania nie zdziera się, co jest ogromnym plusem. 


W Polsce cena tego produktu w Sephorze wynosi 125zł a w USA $24. Gdyby było tańsze o jakieś 90% na pewno bym się skusiła na te produkty jak i inne z benefitu. Za taką cenę nigdy nie zakupię. Zwłaszcza że w niższej cenie mogę dostać lepszy produkt. 
Lash artistic total effect mascara od Ingrid.

Lash artistic total effect mascara od Ingrid.

Nie zliczę ile już przetestowałam tuszy, mimo że znalazłam swojego ulubieńca to znowu chciałam spróbować czegoś innego. Tym razem postawiłam na wielozadaniową maskarę. Wybór oczywiście padł na naszą polską firmę - Ingrid. 


Rzęsy idealnie są wydłużone, pogrubione i rozczesane na cały dzień. Taki artystyczny ład. Rzęsy po użyciu produktu wyglądają na zdrowe i naturalne. Szczoteczka jest zwykła, nie jest silikonowa. Trochę trudno dostać się do tych mniejszych rzęs w kąciku oczu. Za dwoma pociągnięciami uzyskamy super efekt naturalnych rzęs. Dobra jakość względem niskiej ceny. Nie posklejał rzęs, nie kruszył się oraz szybko nie wysycha w opakowaniu. Bardzo łatwo się zmywa, wystarczy nasączony płynem micelarnym płatek kosmetyczny i chwilę przełożyć. Nie wpłynął negatywnie na moje rzęsy. Nigdy nie zrobił mi efektu pandy. 


Może kiedyś ponownie skuszę się na tą maskarę. To jedna z firmy Ingrid, która nie okazała się bublem. Jednak ma trochę do nadgonienia w stosunku do żółtej z Lovely czy zielonej z Rimmela. 
Truskawkowy Carmex do ust.

Truskawkowy Carmex do ust.

Długo także myślałam nad ponownym zakupem carmexu, zawsze wracałam do sprawdzonej nivei. Ale na szczęście ostatnio dostałam go w prezencie urodzinowym. Wcześniej (bodajże 2012 rok) posiadłam zwykły w sztyfcie, który mnie niemiłosiernie piekł za każdym razem jak go nakładałam (miałam takie dziwne mrowienie na ustach).


Po otwarciu opakowania jedynie to czuję to zapach chemicznej truskawki. Kojarzy mi się to trochę z tymi błyszczykami które były dodawane kiedyś do gazet. Ba, opakowanie nawet przypomina mi te produkty. Nie wygodny jest dla mnie dozownik, nie jest ścięty tylko ma zaokrągloną główkę. Konsystencja nie jest lejąca tylko trochę rzadsza od tej w sztyfcie. 


Usta gdy są suche i spierzchnięte to nadal pojawia się takie uczucie mrowienia, ale mniejsze niż tego w sztyfcie. Nie wiem czy przez to on zaczyna działać? Koi moje usta. Na ustach wygląda jakbyśmy posmarowali się bezbarwnym błyszczykiem. Ktoś się ostatnio zaśmiał, że moje usta wyglądają jakbym jadła tłusty boczek. Wolę jednak jak mam delikatny kolor. Po jego zastosowaniu są nawilżone i miękkie. Na mrozach polskiej zimy chroni przed zimnem. 


Na pewno ponownie nie skuszę się na camrexa z tubką. Jak coś to wybiorę tradycyjnego w sztyfcie. Jeśli w ogóle miałam bym ponownie zakupić carmex. W tej samym przedziale cenowym świetnie sprawdzają się balsamy od nivea czy maybelline. 
Copyright © hope&faaith , Blogger