Szampon do włosów z aktywnym węglem Black Detox.

Szampon do włosów z aktywnym węglem Black Detox.

Mam dziwne uczucie, że podczas upałów moja skóra głowy jest bardziej brudna. Nie wiem jak to określić, ale po prostu myje ją częściej niż w zimniejsze dni. Dlatego potrzebowałam szamponu z lepszym składem i który nie podrażni skóry.


Na chwilę obecną nie narzekam z włosami, żyją własnym życiem i nie muszę zbyt bardzo nad nimi skakać. Z tego powodu postawiłam na szampon, który zapewni mi oczyszczenie oraz będzie bez SLS, SLES i parabenów. 

Po pierwszym użyciu moje włosy były trochę jakby zmatowione, ale wtedy nie używałam żadnej odżywki. Chciałam po prostu sprawdzić jak będą reagowały na sam szampon. Nie byłam zawiedziona, a raczej byłam zaciekawiona jak włosy i skóra głowy zareaguje na nie. Nie wystąpiła żadna alergia, ani podrażnienie.

Po kilku użyciach mogę stwierdzić, że jest to jeden z lepszych szamponów, jakie używałam. Nie osłabił moich włosów oraz nie miałam problemów z rozczesywaniem. Nadmienię, że używałam wraz z szamponem odżywki i moje włosy były miękkie w dotyku i nie przyklapnięte. Dzięki zawartemu w składzie aktywnemu węglowi, po upalnych dniach jak umyłam głowę to czułam mega odświeżenie oraz oczyszczenie. Ich kondycja nie pogorszyła się, ale jakby trochę się poprawiła, za co odpowiada hydrolizowane proteiny pszenicy. 

Po za tym jest bardzo wygodne opakowanie, może trochę mniej wygodne do podróżowania. Naciskamy dziubek i wylatuje nam produkt. Konsystencja jest okej i dobrze się pieni. Nie miałam problemów ze spłukaniem. 


 Zapewne wrócę do tego szamponu i sięgnę po kolejną butelkę. 


PS. w sklepie http://bioika.pl/ jest 5% zniżki z hasłem "wiosna". 
Beth Garrod "Wybierz mnie".

Beth Garrod "Wybierz mnie".

Uwielbiam serię "The Kissing Booth" oraz "Do chłopców", więc nie mogłam przegapić tej nowości i jej nie przeczytać. Zwłaszcza, że lubię dopasowywać akcję książki do tej pory roku, która mamy obecnie. 


Na pewno na pierwszy rzut oka wiemy, że nie będzie to jakaś literatura piękna, tylko trochę taki stereotypowe romansidło dla nastolatek. Jednak ja sama uwielbiam, w oderwaniu się od rzeczywistości, czytać takie pozycje. Jeszcze na początku muszę wspomnieć o cudownym oddaniu Grecji, chociaż tam jeszcze nie byłam, ale ta opisana w książce to właśnie taką ją sobie wyobrażam. Czuje ten zapach i myślami przeniosłam się na mini wakacje. Ale po za tym to miało też vibe musicalu "Mamma mia". W książce są zawarte typowo nastoletnie problemy - jak idealny pocałunek, naśmiewanie się, wpadki. Główna bohaterka, Meg, to dla mnie typowa nastolatka, jednak jest wierna sobie i swoim przekonaniom. Pokazuje nam, że warto walczyć o swoje marzenia. Bardzo przyjemnie czyta się tą książkę, dosłownie można ją pochłonąć w jeden wieczór. W pewnych momentach dosłownie płakałam ze śmiechu. 


Książka jest wprost idealna na wakacje, ale też potem na jesień, kiedy zatęsknimy za latem. Polecę dla każdej dziewczyny, która uwielbia romansidła.

 

Balsam do stóp i paznokci N*36.

Balsam do stóp i paznokci N*36.

Ostatnio moje stopy były strasznie suche. Nie pomagał im balsam do ciała, którym się smaruje codziennie. Postanowiłam sięgnąć po krem dedykowany stopom i poprawić ich stan.


Po pierwszym użyciu doświadczyłam że moje stopy pozostały na dłużej nawilżone. Jednak trzeba stosować regularnie, by było widać efekty. Nie pozostawiał takiej lepkiej, przezroczystej warstwy. Skóra jest zmiękczona i miękka w dotyku. Zauważyłam, że świetnie odświeża skórę stóp, lecz nie ma zbyt wielkiego szału wraz z efektem wow. Nie ma zbyt takiego mocnego działania, aby nasze stopy stały się od razu pupcią niemowlaka w dotyku. Sam kosmetyk jest wydajny oraz starcza na długo. Skład jest  przyjazny. Konsystencja jest taka w sam raz, idealna do smarowania. Posiada delikatny zapach. Znalazłam swój w kauflandzie, więc nie ma problemu z dostępnością, ani także cena nie odstrasza. Opakowanie jest estetyczne, produkt zamknięty w tubie.  


Możliwe, że do niego powrócę. Chciałabym też wypróbować inne kremy do stóp. 

Donatella Rizzati "Mała zielarnia w Paryżu".

Donatella Rizzati "Mała zielarnia w Paryżu".

Uwielbiam lato (ale nie ostatnie upały!), kiedy mogę wrócić po pracy i siąść na słońcu wraz z książką. Wybieram wtedy bardziej tytuły z gatunku literatury pięknej. To jest moja chwila relaksu, do tego jeszcze owoce i mogę tak siedzieć do nocy. 


Na początku raczej z niechęcią sięgnęłam po książkę. Opis wydał mi się zbyt przytłaczający, pełen smutku i bez happy endu. Jednak czytając co raz kolejną stronę to co raz bardziej wciągnęłam się w losy Violi i tego jak Paryż jej pomógł. Są podobne historie, jednak ta ma sobie coś wyjątkowego. Trudno to określić, jednakże nie mogłam się doczekać tego co będzie dalej. Jednak trochę bohaterka, przynajmniej dla mnie była, w pewnych momentach po prostu niedojrzała emocjonalnie. Na pewno na plus jest umieszczenie zielarskich przepisów w książce. Można się trochę poczuć jak Babka z serialu "Ranczo". Nie możemy zapominać o miejscu, gdzie toczy się akcja, czyli Paryżu. Bardzo się ucieszyłam, że nie jest on pokazany turystycznie, a raczej z punktu widzenia mieszkańca - małe uliczki, sklepiki. Książka jest podzielona na trzy części na 462 stronach. Ma przepiękną, delikatną okładkę. 



 Sama książka może posiadać działanie terapeutyczne i być pomocna dla osób, znajdujących się w podobnej sytuacji. 

8 lat bloga.

Sama nie wiem co napisać. Zaczynam i zaraz kasuje tekst, który napisałam. Mam trochę jakby kryzys prowadzenia bloga. Totalnie mi się nie chce wymyślać nowych tematów do poruszenia, doszczętnie wykorzystuje stare pomysły. Powoli nawet testowanie kosmetyków nie sprawia mi radości. Czasami jak mam wziąć coś nowego z półki, to rezygnuje, bo czuje powinność napisania recenzji tego kosmetyku. 

W tym dniu życzę sobie wytrwałości oraz powrotu mojego zapału do prowadzenia tego bloga. 

Dosłownie nie wiem, co więcej mogłabym napisać w tym dniu. Trochę słodko-gorzki dzień dla mnie. 
Primark w Polsce.

Primark w Polsce.

Od otworzenia pierwszego sklepu Primark w Polsce słyszałam bardzo wiele na jego temat. Byłam w Londynie oraz Berlinie, więc miałam bardzo dobre wspomnienia. Masa rzeczy, których nie było w Polsce i za dobrą cenę. Więc mega nie mogłam się doczekać, aż odwiedzę Primark w Warszawie, zwłaszcza, że wyobrażałam sobie zakupowy raj. 

Na samym początku zostałam sprowadzona na ziemię - ceny. Jak już znalazłam coś ciekawego to było to powyżej 50 zł, a nawet 70-100. Nie wiem czy przez 7 lat od ostatnich zakupów zmieniło się, aż tyle w polskich sieciówkach, że jestem przyzwyczajona do niższych cen za taką jakość. Ceny rzeczy z licencją mnie też nieźle sprowadziły na ziemię. Drugą rzeczą był wybór, dosłownie wszystko takie praktycznie same albo bardzo do siebie podobne. No i jakość niektórych rzeczy. Za to mogę pochwalić dział z akcesoriami - byłam oszołomiona wyborem i ceną, bo niektóre rzeczy były mega tanie. Całkowicie inaczej sobie wyobrażałam ten sklep w Polsce. Jako główny cel podróży do stolicy czy innego miasta to nie, ale jeśli będzie okazja to czemu nie. 

Zrobię mini haul z zakupami (jak ja dawno tego nie robiłam lol).



Klapki (na początku mega wygodne, a potem mnie obtarły) - 43 zł 


Opaska z kamyczkami, 17 zł.


Pędzel do blendowania cieni, 6 zł.


Zestaw gumek do włosów, 13 zł.


tshirt, 9 zł.


Skarpetki 15 zł. 


kolczyki 5 par kół, 6 zł.


Okulary przeciwsłoneczne, 17 zł.


Spodnie dresowe, 26 zł.


Przy okazji zaszłam jeszcze do Action, poszłam głównie po rzeczy do bujo. Znowu miałam super wyobrażenie o tym sklepie z poprzedniej wizyty, ale nie znalazłam tego czego szukałam. 


Zestaw washi tape, 3.50 zł


Nicie do haftu, 8 szt, około 3 zł.

                                           

Maska do twarzy, ok 3 zł. Średnio jestem z niej zadowolona, trochę nawilżona twarz i brak wielkiej piany.

Pianka do higieny intymnej Intimate mousse Swederm.

Pianka do higieny intymnej Intimate mousse Swederm.

Rzadko stosuje takie produkty, bo nie czuję potrzeby ich używania. Kiedy się skuszę, to bardzo uważnie patrzę na skład kosmetyku. Bo jedyne czego jeszcze potrzebuje to podrażnienia okolic intymnych. 


Na początku nie rozumiem idei zapachowych kosmetyków do higieny intymnej. Dla mnie to nie ma najmniejszego sensu. Sama pianka do stosowania była świetna. Nie miałam najmniejszego problemu z jej używaniem. Nie wysuszyła i nie podrażniła, ani nie wywołała alergii skórnych. Nie zauważyłam jakiejś mega różnicy, w porównaniu do czasu, kiedy nie stosowałam wcale. Jest w miarę wydajna Opakowanie jest praktyczne, pompka się nie zacinała.


 Nie sądzę, że przekonam się do tego typu kosmetyków. 

Kremowy żel pod prysznic bebeauty Velvet Orchid & Argan.

Kremowy żel pod prysznic bebeauty Velvet Orchid & Argan.

Myślałam, że rozwiązanie dużego żelu z pompką będzie w sam raz pod prysznic, dlatego zakupiłam ten żel. Jednak samo opakowanie nie spełniło moich oczekiwań. 


Tak jak już wspomniałam na początku, jestem totalnie zawiedziona pompką. Niestety, wydziela zbyt mało produktu i czasami trzeba nacisnąć kilka razy, aby dostać wystarczającą ilość. Myślałam, że wyreguluje sobie dzięki nią odpowiednią porcję, ale niestety nie do końca tego doświadczyłam. Po za tym sam kosmetyk jest super. Posiada subtelną, kremową konsystencję. Super się pieni (jak nałoży się sporo produktu na rękawicę do peelingu) i myje ciało. Delikatny zapach unosi się podczas mycia. Nie wysusza skóry. Nie zauważyłam, aby ją jakoś specjalnie nawilżył. Żel (możliwe, że przez tą pompkę) jest w miarę wydajny. 


Sam kosmetyk jest super, ale niestety opakowanie do kitu, dlatego chyba się nie skuszę ponownie. Chyba, że wyrzucę pompkę.

Copyright © hope&faaith , Blogger