Podkład do twarzy Maybelline Affinitone Hydrating Tone - on - Tone.

Podkład do twarzy Maybelline Affinitone Hydrating Tone - on - Tone.

Mój poprzedni podkład z Catrice totalnie mnie zapychał. Jednak chciałam utrzymać podobny efekt wykończenia na twarzy, więc tym razem skusiłam się na Maybelline. 


Pierwsze uczucie to podczas nakładania, że konsystencja jest jakaś taka sucha. Trudno jest mi określić. Bałam się, że przez to wysuszy się moja cera. Jednak tak się nie stało. Prawie natychmiastowo wchłania się w cerę i staje się prawie niewidzialny. Krycie jest w miarę okej. Na większe niedoskonałości muszę stosować korektor. Zauważyłam, że podkreśla suche skórki. Nie tworzy maski. Pięknie współgra z pudrem. Schodzi powoli, jednak tego zbytnio nie widać. Nie miałam problemów ze zmyciem go. Nie sądzę, aby powodował nowe niedoskonałości, albo uczulenie. Konsystencja jest zbyt płynna, więc trzeba uważać podczas nakładania. Duży plus za fabryczne zalakowanie pozłotkiem opakowania, aby nikt nie mógł wyduszać z niego produktu przed zakupem.
 

Jest super, kupię ponownie. Chyba, że pojawi się coś innego, co skradnie moje serce. 

Baza pod tusz do rzęs Variete Lashes Show Eveline.

Baza pod tusz do rzęs Variete Lashes Show Eveline.

Tęsknie za moimi przedłużanymi rzęsami, jednak na razie nie zdecyduje się ponownie na nie. Szukam zamiennika, więc postanowiłam spróbować stosować bazę pod tusz. Jest to moja pierwsza baza.


Nie sprawiła, że moje rzęsy stały się od razu białe. Aby tak się stało to musiałabym nałożyć chyba z kilkanaście warstw. Jednak lekko je wydłużyła. Nie miałam problemu, żeby potem pokryć rzęsy tuszem. Jednak nie było spektakularnego efektu. Nie wiem czy to wina tuszu (używam Big Volume Explosion Mascara Eveline), czy może jednak bazy. Po prostu były troszeczkę jakby bardziej wydłużone. Naprawdę ciężko mi ocenić efekt, którego prawie nie widać.


 Chyba nie powrócę do tej bazy, będę szukać coś innego.

Jerzy Besala "Alkoholowe dzieje Polski. Czasy PRL-u".

Jerzy Besala "Alkoholowe dzieje Polski. Czasy PRL-u".

Jerzy Besala po raz kolejny przedstawia dzieje Polski ukazane poprzez alkohol. W poprzednich tomach możemy je poznać od czasów Piastów przez Rzeczypospolita szlachecką, powstania aż do II wojny światowej. Jest on z wykształcenia historykiem i w tej serii przemyca wiedzę historyczną w dosyć ciekawy sposób. 



Jestem ogromną fanką epoki PRL. Bardzo często polityka i wybory tamtych lat dotykają nas bezpośrednio. To właśnie z tego powodu zdecydowałam się na przeczytanie tej książki z serii. Miałam nawet wrażenie, że mamy do czynienia z porządną encyklopedią, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że rozprawą doktorską. Nawet swoim rozmiarem przypomina potężną księgę. Posiada olbrzymią ilość odwołań do innych źródeł naukowych. 

U władzy panowali komuniści i nie było widać wśród nich pijaństwa. Zaś u ludu - tak. Dosyć często też słyszałam o tym, jak łatwo można było coś załatwić za pomocą butelki wódki i była ona środkiem płatniczym. Każdy rozdział i podrozdział odkrywa przed nami zaskakujące i interesujące fakty z przeszłości. Temat alkoholu przejawia się w wielu aspektach kulturowych, biznesowych i rodzinnych. Pobocznie jest też ukazana historia Polski Ludowej i jej powstawania z kolan po zniszczeniach II wojny światowej. 

To bardzo obszerna książka, ma wielkie gabaryty i trochę jednak waży. Ma prawie 740 stron, a w tym pięć działów, w tym rozdziały i podrozdziały, ale też wprowadzenie, wykaz skrótów, bibliografia i indeks. Nie znajdziemy w środku żadnych zdjęć, ani obrazków. Język, jak na pozycję dla mnie naukową, jest przystępny i łatwy do czytania. 


Z przyjemnością tą książkę polecę osobom zainteresowanym historią PRL-u i każdej osobie, która uwielbia historię. A zwłaszcza tak jak ja - dociekliwej o historii z innej strony. 

Wypiekany puder brązujący Swederm Bronzing Stone.

Wypiekany puder brązujący Swederm Bronzing Stone.

Nigdy nie umiałam w kontur twarzy. Jeśli coś robiłam to podług mnie wyglądałam tragicznie. Zawsze zwalałam winę na nieodpowiedni kosmetyk, brak wprawy w dłoni oraz zły pędzel. 


Użyłam po raz pierwszy według instrukcji pokazanej na pudełku i byłam troszeczkę zaskoczona. Ale oczywiście pozytywnie. Wreszcie miałam ładnie podkreślone kości policzkowe i żuchwę. Nie robi plam, ani nie tworzy takich zacieków. Nadaje bardzo naturalny wygląd. Może się sprawdzić do większości cer. Niewielka ilość wystarczy, aby ładnie wyglądał na twarzy. Jest przede wszystkim przez to mega wydajny. 


Same opakowanie jest przepiękne. Zamyka się na delikatne klik. Posiada lusterko, co chyba teraz jest rzadkością opakowaniach z pudrami. 


Pędzel okazał się moim pędzlowym KWC. Świetnie sprawdza się w każdej roli. Idealnie nakłada puder i róż. Nie miałam problemu z utrzymaniem go w czystości. 


 Na razie sprawdza się świetnie, zobaczymy czy utrzyma swoją pozycję do końca. 

Złuszczająca maska do stóp w postaci nasączonych skarpetek L'biotica.

Złuszczająca maska do stóp w postaci nasączonych skarpetek L'biotica.

Swoja pierwszą przygodę ze skarpetkami złuszczającymi z biedronki miałam już w 2017 i wcale mi nie zadziałały. Byłam totalnie zła, bo okazało się to bublem. Przez te kilka lata nie kupowałam wcale, bo nie sądziłam, że może się to sprawdzić. 


Przed zabiegiem, tak z miesiąc, a może nawet półtora nie robiłam żadnego peelingu czy pedicure. Chciałam uzyskać jak najlepszy efekt. Podczas już zakładania to jedna skarpetka za bardzo się otworzyła, mimo że nacięłam według zaleceń. Płyn się rozlewał jak przeszłam kawałek, zamoczone były moje skarpetki które nałożyłam, dla komfortu i lepszego efektu. Następnym razem będę pamiętała, aby zmyć lakier, bo został on trochę zjedzony przez ten płyn, ale także paznokcie się odbarwiły. Po wyjęciu i osuszeniu to moje stopy były takie jakby jak z kamienia, twarde.


Po pięciu dniach, tak jak zapewniał nas producent, skóra zaczęła schodzić. Zbiegło się to z moim powrotem do pracy, więc po powrocie miałam w skarpetkach kawałki skóry. Wcześniej przez te 5 dni skóra jakby twardniała i stawała się jak kamień. Najpierw schodziła z najbardziej delikatnych części stopy. Pojawiały się pęcherzyki z powietrzem. Ja po prostu uwielbiam zdzierać taką skórę, więc miałam raj, hahaha. Z pięt ta skóra twarda całkowicie nie zeszła, znaczy zeszła, ale pierwsza warstwa. Cały czas chodziłam w skarpetkach, aby po prostu nie brudzić. Efekt taki sobie, nie wiem czemu ale myślałam, że będzie lepszy. Cały proces trwał około 5 dni. Jednak jeszcze później tam gdzie była delikatna skóra, koło kostek czy małego palca to jeszcze pozostawała sucha. 


Czy jestem zadowolona? Tak, chociaż nie do końca? Czy polecę? Z technicznego punktu widzenia to działa, ale efekt nie jest taki super jak myślałam, że będzie. 
Copyright © hope&faaith , Blogger