Złuszczająca maska do stóp w postaci nasączonych skarpetek L'biotica.

Swoja pierwszą przygodę ze skarpetkami złuszczającymi z biedronki miałam już w 2017 i wcale mi nie zadziałały. Byłam totalnie zła, bo okazało się to bublem. Przez te kilka lata nie kupowałam wcale, bo nie sądziłam, że może się to sprawdzić. 


Przed zabiegiem, tak z miesiąc, a może nawet półtora nie robiłam żadnego peelingu czy pedicure. Chciałam uzyskać jak najlepszy efekt. Podczas już zakładania to jedna skarpetka za bardzo się otworzyła, mimo że nacięłam według zaleceń. Płyn się rozlewał jak przeszłam kawałek, zamoczone były moje skarpetki które nałożyłam, dla komfortu i lepszego efektu. Następnym razem będę pamiętała, aby zmyć lakier, bo został on trochę zjedzony przez ten płyn, ale także paznokcie się odbarwiły. Po wyjęciu i osuszeniu to moje stopy były takie jakby jak z kamienia, twarde.


Po pięciu dniach, tak jak zapewniał nas producent, skóra zaczęła schodzić. Zbiegło się to z moim powrotem do pracy, więc po powrocie miałam w skarpetkach kawałki skóry. Wcześniej przez te 5 dni skóra jakby twardniała i stawała się jak kamień. Najpierw schodziła z najbardziej delikatnych części stopy. Pojawiały się pęcherzyki z powietrzem. Ja po prostu uwielbiam zdzierać taką skórę, więc miałam raj, hahaha. Z pięt ta skóra twarda całkowicie nie zeszła, znaczy zeszła, ale pierwsza warstwa. Cały czas chodziłam w skarpetkach, aby po prostu nie brudzić. Efekt taki sobie, nie wiem czemu ale myślałam, że będzie lepszy. Cały proces trwał około 5 dni. Jednak jeszcze później tam gdzie była delikatna skóra, koło kostek czy małego palca to jeszcze pozostawała sucha. 


Czy jestem zadowolona? Tak, chociaż nie do końca? Czy polecę? Z technicznego punktu widzenia to działa, ale efekt nie jest taki super jak myślałam, że będzie. 

No comments:

Post a Comment

Copyright © hope&faaith , Blogger