"Oscary. Sekrety największej nagrody filmowej" Katarzyna Czajka-Kominiarczuk.

"Oscary. Sekrety największej nagrody filmowej" Katarzyna Czajka-Kominiarczuk.

Chyba nie ma na świecie osoby, która by nie słyszała o Oscarach i całej gali. Za filmami i ich twórcami przez całe życie wiedzie się splendor tej nagrody. A na początku roku wszyscy praktycznie mówią o tej gali. 


Ta pozycja dla mnie, jako niewtajemniczoną w Oscary, to niewątpliwie małe compendium wiedzy o tej nagrodzie. Na pewno w Internecie znajdziemy tą wiedzę, ale tutaj autorka zebrała wszystko w jedno. Możemy poszperać o tym więcej, bowiem jest obszerna bibliografia ze wszystkim stronami internetowymi, których użyła autorka. W środku znajdziemy dużo informacji o nominowanych aktorach, reżyserach, producentach. Dowiadujemy się jak przez 90 lat istnienia nagrody, zmieniło się kino i samo rozdawanie nagród. No i najważniejsze w jaki sposób urosło to do tak ważnej ceremonii. Poznajemy historię filmów, co się z nimi działo jak wygrali lub nie wygrali nagrody. Książka zawiera sporo ciekawostek, które dla mnie laika, były zaskoczeniem, bo nie spotkałam się z nimi wcześniej. Oczywiście, nie zabrakło polskiego akcentu i jest też rozdział o tym w jakich kategoriach i kiedy, za co byliśmy nominowani. I za to wielkie chapeau bas bo naprawdę nie wielu się udaje zrobić tak dobrą książkę będącą jednocześnie dla osób o rożnym poziomie wiedzy.


Książka podzielona jest na 4 części, a te zaś na tematyczne rozdziały. Wszystko jest zapisane na 350 stronach, dodatkowo mamy opracowanie AASiWF z różnymi ciekawostkami o nagrodach. Okładka tym razem miała być elegancka i nawiązywać do samej nagrody. Jednak po przeczytaniu złota farba zeszła na brzegach, a na czarnym tle widać wszystkie odciski palców. 



Polecę dla każdej osoby zainteresowanej nagrodami Amerykańskiej Akademii Filmowej oraz dla tych, którzy jak ja chcieli się dowiedzieć czegoś więcej o tych słynnych Oscarach.
Maskara Hypnôse od Lancôme.

Maskara Hypnôse od Lancôme.

Ostatnio, nawet nie pamiętam skąd, dostałam miniaturkę maskary Hypnose. Chciałam zobaczyć jak naprawdę spisuje się tusz za 155 zł i dlaczego jest taki popularny. Zwłaszcza, że są teorie spiskowe głoszące że próbki są lepsze niż pełnowartościowe bo mają zachęcić klienta do zakupu. 


Albo to przez tą szczoteczkę, albo moje rzęsy są feralne bo praktycznie cały czas moje rzęsy były posklejane. Przed aplikacją musiałam je rozczesywać, albo szybko po. Ogólnie moje rzęsy były lekko uniesione i pogrubione. Tego nie mogłam zarzucić. Jednak nie było tego efektu wow, jakiego można było się spodziewać po takiej drogiej maskarze. Opakowanie, jak na próbkę luksusowego kosmetyku, było po prostu tandetne. 


Na pewno za taką cenę (155 zł  w sephora) nie skuszę się na niego. Dziesięć tańsze odpowiedniki działają o wiele lepiej. Nie rozumiem na to szału. 
Kuracja nawilżająca krem na noc z naparu jarzębiny od DLA.

Kuracja nawilżająca krem na noc z naparu jarzębiny od DLA.

Najwspanialsze co możemy dać naszej skórze to naturalne kosmetyki. Zwłaszcza na noc, kiedy nasza cera się najlepiej regeneruje. A po za tym to mój pierwszy krem na noc i chciałam zobaczyć jak zareaguje na niego moja cera. 


Pierwsze na co zwróciłam uwagę to był taki lekki, delikatny zapach. Ogromny plus za skład, w którym znajdziemy wiele znanych nam produktów. Link do składu oraz zastosowania. Producent obiecuje że nasza twarz pozostanie nawilżona, jednak nie zauważyłam aby robił to w 100%. Natomiast, poprawił jędrność i elastyczność skóry oraz odżywił - to co obiecywał producent. Jeszcze obiecuje, że działa przeciwzmarszczkowo, niestety nie mogłam tego u siebie sprawdzić bo nie mam  zmarszczek. Super opcja z pompką, dzięki temu nie musimy dotykać produktu bezpośrednio i mamy pewność że zużyliśmy wszystko.


To był jeden z lepszych kosmetyków do cery, które mogłam używać. Bardzo poprawił moją cerę i świetnie sprawdził się na noc. Nie zapchał mojej skóry i ani nie podrażnił. Nad ranem nie było żadnego efektu maski czy czegoś, więc normalnie mogłam zmyć i bez problemu potem nałożyć wersję na dzień. 
"Tajemnice Korei Północnej" Daniel Tudor i James Pearson.

"Tajemnice Korei Północnej" Daniel Tudor i James Pearson.

Kiedy tylko zobaczyłam okładkę i opis książki postanowiłam ją przeczytać. Bowiem nie ma na świecie bardziej kontrowersyjnego kraju niż Korea Północna, no przynajmniej dla mnie. No może jeszcze Chiny, ale to chyba też nie do końca. 


Po przebrnięciu kilka stron, po prostu wzięłam zakreślacz i zakreślałam wszystkie absurdy. Prawie na każdej stronie było coś zakreślone. Coś, co dla nas, żyjących w kapitalizmie i demokracji, ale pamiętających czasy komuny jest po prostu nielogiczne. Zakaz noszenia jeansów rurek czy oglądania seriali zagranicznych, albo brak dostępu do Internetu. Tym krajem rządzi kłamstwo i propaganda. Celem rządzących jest ochrona obywateli przed dostępem do prawdziwych informacji i tego co się dzieje na świecie. Korea Północna plasuje się jako potężnie militarne państwo, gdzie żołnierze budują kompleksy mieszkań, hoteli i mostów. To też kraj gdzie nadal przemyca się dużo rzeczy z Chin (pomaga przy tym zielona granica), które są już dostosowane na ten północnokoreański rynek. W ich ideologii wszystko jest wspólne, ale rośnie klasa handlarzy, którzy sprzedają praktycznie wszystko na bazarkach, po normalnych dla nas cenach. Co jest dla niektórych Koreańczyków z Północy, żyjących tylko z oficjalnych pensji jest po prostu ceną z kosmosu. To też państwo, gdzie nie ma wszędzie dróg utwardzanych, tylko gruntowe, a komunikacja poza stolicą nie istnieje. Jeden rozdział jest poświęcony historii, która ukazuje jak rodzina Kimów doszła do władzy. Mogłam by dalej wymieniać te wszystkie absurdy i porównywać to do naszych europejskich standardów, ale to nie ma sensu, po prostu namawiam gorąco do przeczytania książki. 


Jak już wspominałam wcześniej, urzekła mnie okładka. Po prostu tak idealnie perfekcyjnie oddaje dla mnie Koreą. Książka zawiera 7 rozdziałów plus epilog na 280 stronach. Język jest dość zrozumiały i pozwala na szybkie czytanie. Dodatkowo na to pozwala czcionka, która jest w perfekcyjnym rozmiarze. W środku znajdziemy zdjęcia. 


Książkę polecę dla każdej osoby, zainteresowanej jak naprawdę wygląda życie w Północnej Korei. 
"Strażnik kruków" Christopher Skaife.

"Strażnik kruków" Christopher Skaife.

Kiedyś na angielskim w szkole, podczas lekcji o kulturówce brytyjskiej rozmawialiśmy o monarchii brytyjskiej. Zapamiętałam jedno zdanie "Gdy nie będzie kruków w Tower to nie będzie Wielkiej Brytanii." Dlatego stąd moje małe zainteresowanie tą książką. 


Ta książka dla mnie to mała encyklopedia wiedzy o krukach w Tower of London. Dowiadujemy się z niej dużo potwierdzonych informacji, bowiem pochodzą one od samego strażnika ptaków. Jest tu mowa o Christopherze Skalife, który od kilku lat ma za zadanie by chronić te zwierzęta. O nim samym możemy przeczytać kilkanaście stron, bowiem według mnie są one istotne dla samej treści i powodu dlaczego został tym strażnikiem. W kolejnych rozdziałach książki poznajemy ptaki i ich imiona oraz charaktery. Przeczytamy również zasadach jakie obowiązują i to jak się ich karmi. 
A tak naprawdę po za tymi suchymi faktami, które przecież każdy mógłby znaleźć w Internecie to wzruszająca historia o tym jak to jest żyć w centrum jednego z największych miast świata i doglądać wszystko wśród turystów. Mogłoby się wydawać że to niepozorny zawód, no bo trzeba nakarmić, wpuścić do klatki albo wypuścić z niej oraz opiekować się nimi. Ale to coś więcej niż to, na jednym człowieku spoczywa duża odpowiedzialność za losy niemal całego kraju. 


Książka podzielona jest na 28 krótkich rozdziałów, znajdujących się na prawie 300 stronach. Mimo wszystko są one podzielone zgodnie z tematyką zajętą w nich. Język jest bardzo wciągający, nie można się oderwać od książki bo chce się już wiedzieć co będzie na następnej stronie. 



Tą pozycję polecę dla osób uwielbiających kulturę brytyjską oraz same kruki. 
Jorn Viumdal "Skogluft. Mieszkaj zdrowo."

Jorn Viumdal "Skogluft. Mieszkaj zdrowo."

W poprzednim roku pisałam o wpływie roślin na nasze życie, recenzując książkę "Shinrin yoku, czyli japońska sztuka czerpania mocy z przyrody". Chcąc dowiedzieć się o tym jak wprowadzić więcej roślin i naturalnych elementów do sypialni i mieszkania, zdecydowałam się na przeczytanie książki o norweskiej metodzie Skogluft. 


Cała książka jest poświęcona zaletom i sposobom na wdrożenie metody Skogluft. Czyli czego? Zbudowania ścianki na kwiaty. Żadnych innego wzoru tylko kwadrat, ewentualnie prostokąt kwiatków posadzonych w donicach i przypiętych do ściany. Przez całą książkę non stop pojawia się kilka tematów, przedstawianych co raz w nowej odsłonie słów, typu - ważna jest natura, spędzamy większość czasu w zamkniętych pomieszczeniach, jak duży wpływ ma ta ścianka kwiatów na autora. Tak naprawdę to pod koniec książki byłam już lekko znudzona, bo ile można czytać o tym samym. Spokojnie można było z tego napisać artykuł, ewentualnie rozdział jakiejś książki. Może jedyną zaletą tej książki to przykłady zastosowań tej metody w biurach Google czy Timberland. Zostały także przedstawione totalne jak dla mnie absurdy przy użytkowaniu tej metody - podlewanie raz na 3 tygodnie czy doświetlanie ścianki. Po samym tytule możemy się spodziewać zrobienia planów na wielkie zmiany, jednak dostajemy tylko jedną metodę wertowaną przez prawie 300 stron. Lekko zawiodłam się na tej książce. Przez język odczuwałam, że autor próbuje nam wmusić, trochę jak w telezakupach, że to jedyna słuszna metoda. Tak jakby od tego zależało nasze życie. 


Jedyne co mi się spodobało w tej książce to jej szata graficzna. Wydana w moich ulubionych odcieniach szarości i przełamana miedzianym różem. W środku przełamane jest to jeszcze różnymi odcieniami zieleni. Dużo stron pojawia się z samymi cytatami lub zdjęciami. Jest tego o wiele więcej w niż innych poradnikach. Cały tekst z kilkoma obrazkami można było zamknąć na około 200 stronach, a nie 280. 



Pozycję polecę dla osób uwielbiających metodę Shinrin yoku i mających ochotę na wprowadzenie zielonego i naturalnego elementu do swojego mieszkania. 
Copyright © hope&faaith , Blogger