"Gdzie jest prezydent" Bill Clinton oraz James Patterson.

"Gdzie jest prezydent" Bill Clinton oraz James Patterson.

Wszystko to co dotyczy USA czytam z większym zainteresowaniem niż cokolwiek innego. Tym razem było tak samo, zwłaszcza że dotyczyło to funkcjonowania urzędu prezydenta USA oraz Białego Domu. 


Na początku myślałam, że to będzie jakaś biografia, albo coś w tym stylu związana z prezydentem USA. Jednak trochę racji miałam, bo to powieść o prezydencie USA. Poznajemy tam kilka sekretów działania i funkcjonowania tego urzędu oraz wszelkich zabezpieczeń w Białym Domu. 
Historia sama w sobie jest naprawdę wciągająca. Czytając miałam ciarki na plecach oraz bałam się. Jak pomyślałam że to może wydarzyć się naprawdę to byłam totalnie przerażona. To byłoby chyba gorsze od jakiejśkolwiek wojny. Jak można pozbawić ludzi dostępu do wody i prądu? Cała akcja dzieje się w przeciągu pięciu dni i trzyma w napięciu do ostatnich stron. To chyba jeden z lepszych thillerów jakie czytałam. 


Książka jest podzielona na około 130 rozdziałów na prawie 500 stronach. Jak dla mnie to było bezsensowne dzielenie tak, bo niekiedy rozdział miał kartkę i nic w nim się nie działo. Pod koniec nawet zaczynało irytować. Jednak język był przystępny i wciągający. 



Tą pozycję polecę dla wszystkich miłośników thillerów oraz interesujących się urzędem amerykańskiego prezydenta. 

Diamond gel top coat od maga-lab.

Diamond gel top coat od maga-lab.

Nie wierzę, że dałam zdradzić swój top coat z miss sporty! Chciałam wypróbować czegoś podobnego, ale całkiem innego. Zwłaszcza że mój ulubieniec ma jedną wadę. Nie używany długo lubi po prostu zmienić się w jedną wielką pulpę. 


Nie jest to wysuszacz lakieru więc musimy czekać, aż najpierw wyschnie lakier a potem top coat. Więc tutaj jest już główna wada. Nadaje połysk i utwardza lakier. Manicure wygląda jak hybrydowy czy taki prosto z salonu kosmetycznego. Tak jak obiecuje producent. Ukazuje jeszcze bardziej jego głębię koloru. Wyglądem buteleczka przypomina top coaty do hybryd. Pojemność to 11 ml. Ma bezbarwny kolor i nie zmienia go. Po kilku użyciach nadal nie widzę by zmienił kolor od poprzednich lakierów. Utrzymuje się wraz z lakierem do około 4 - 5 dni. Bardzo łatwo się zmywa i nie trzeba trzeć. Należy uważać jak się długo używa bo może po prostu po kilku miesiącach odpadać z paznokci. 


Jako gel top coat sprawdza się świetnie. Ale niestety ma ogromny minus - nie wysusza lakieru i przez to muszę dłużej robić manicure. Super utwardza lakiery. Jeśli ktoś ma czas by bawić się w długie suszenie lakierów to dla niego sprawdzi się idealnie. 
Amerykańska paczka z rozdania od Ani @californiadreaminpl.

Amerykańska paczka z rozdania od Ani @californiadreaminpl.

Po kilku tygodniach oczekiwania, w Wigilię dostałam swoją paczkę z wygraną z rozdania na instagramie u Ani @californiadreaminpl. Było z nią trochę zamieszania i kłopotów, ale chciałam podziękować jeszcze raz Ani. 

Ania ogłosiła swoje rozdanie na instagramie, z okazji przebywania rok w USA. Akurat zauważyłam to skrollując instagrama w środę (3.10) z rana w busie na uczelnię. Stwierdziłam, że wezmę udział bo warunki łatwe i warto spróbować. Bo zawsze jest szansa na wygranie. Trzeba było polubić chyba 5 ostatnich zdjęć oraz napisać "co chciałabyś znaleźć w paczce od cioci z Ameryki". Moją odpowiedzią było że smaki oreo, których nie ma w Polsce oraz ten fajny piórnik (nie pytajcie czemu mi się podoba, bo sama nie wiem). No i innych słodyczy, których nie ma w Polsce. Minęło kilkanaście dni, w tym moje urodziny i przyszedł weekend. Niestety, ja musiałam pracować bo moje biuro się przeprowadzało do nowej lokalizacji. W sobotę, 13 października, wieczorem po przyjściu ze starówki  do biura miałam super niespodziankę urodzinową - tort, prezent, odśpiewanie "Sto lat" i ogólnie. Z tych wrażeń po 1 w nocy nie mogłam zasnąć - a spaliśmy w biurze na kanapach. Więc mimo wszystko weszłam na instagrama - miałam przeczucie takie że coś się stało. A tam zastał mnie mały spam. Obejrzałam live, gdzie córka Ani, Nela wylosowała karteczkę z moją nazwą konta. Praktycznie się popłakałam i miałam ochotę krzyczeć, ale wszyscy wokół mnie spali. Ania wysłała mi po kilku dniach paczkę. Oczekiwałam non stop. No ale pod koniec listopada paczki nadal nie było widać. Ania zapowiedziała, że jak nie będzie to ona zrobi mi drugą i wyśle już z Polski, koło świąt, bo miała wracać. Tym sposobem 24 grudnia stałam się najszczęśliwszą posiadaczką słodyczy amerykańskich. No i w ramach podziękowania za wszystko wysłałam małą paczuszkę polskimi produktami do Ani. 

PS: Możliwe że edytuje notkę, po tym jak zjem produkt i napiszę co o nim sądzę. Do tej pory nie byłam w stanie wyjeść tego wszystkiego. 


Laski candy canes - poprosiłam o nie, bo w Polsce nie mogłam znaleźć takich odpowiednio amerykańskich. Zaraz po odpakowaniu znalazły się na choince i powiem że taak pięknie komponują się z złotymi ozdobami.


Otwierając przesyłkę torba i plecak-worek były dla mnie takim zaskoczeniem, że powiedziałam chyba tylko wow. Zwłaszcza, że szukałam takiego plecaczka wszędzie, ale żaden wzór mi nie pasował. Teraz dosłownie noszę wszędzie, a torba jest strasznie pojemna. 


Batony z oreo - miętowy oraz normalny. Ten zwykły został wyprodukowany w Polsce i smakuje jak zwykła czekolada oreo. Ten drugi na Ukrainie. 


Karmelowe m&ms. Po prostu zamiast orzeszka w środku mają karmel, który fajnie się rozpuszcza w ustach. 


Ciasteczka oreo o smaku tarty z masłem orzechowym. Tutaj jeszcze zaznaczę że pakowane są jak nasze delicje, a nie jak u nas w kartonowe opakowanie. 


Ciasteczka oreo o smaku red velvet. 


Cieniutkie oreo o smaku pistacjowym. W Polsce widziałam te cieniutkie, ale tylko normalną wersję. Spodobał mi się sposób pakowania, tak jak u nas delicje. Były dobre, ale jednak się przekonałam że nie przepadamy za sobą z pistacją. 


Słynne reese's - wersja normalna oraz z białą czekoladą. Ich cena w Polsce dosłownie mnie odstraszała i przez to nigdy nie miałam szansy ich spróbowania. Po otworzeniu strasznie mocno pachną.


Batoniki milky way - na instagramie u Ani widziałam jak pokazuje że kolory kilku batonów (typu właśnie milky way, snickers i chyba mars) mają zmienione szaty graficzne. 


Czekolada Hershey's - mleczna oraz biała ciasteczkowa. 


Suszona wołowina Jack Link's.


Podwójne opakowanie batonów Snickers wersja halloweenowa. 


Czekoladowe ciastko z śmietankowym kremem Twinkies - słyszałam że dzieci to jedzą w podstawówkach, czy coś i to smak dzieciństwa amerykańskiego. 


Cukierki karmelowe Milk Duds - po raz pierwszy zobaczyłam je, gdy rozpakowywałam paczkę. 


Cukierki żelowe z częściami ciała - no jak październik w USA i bez słodyczy halloweenowych, hahah. 


Tusz do rzęs Covergirl z olejem z papai, kokosa i awokado - od kilku polskich yt w Stanach usłyszałam że jest super, ale w Polsce nie mamy więc poprosiłam o niego. Co jest super, to pakowanie bo wiemy że tuszu nikt wcześniej nie otwierał przed nami. 
"Ginekolodzy. Tajemnice gabinetów." Iza Komendołowicz.

"Ginekolodzy. Tajemnice gabinetów." Iza Komendołowicz.

Kiedyś na instagramie lubiłam czytać historie @mamaginekolog z jej pracy. Dzięki nim dowiedziałam się o różnych typach pacjentek i zachowań w przychodni/ szpitalu. Przyznam, że trochę mi tego brakowało, dlatego z przyjemnością sięgnęłam po książkę o ginekologach. 


W środku znajdziemy wszystko czego chcielibyśmy wiedzieć o ginekologach i co się dzieje w "środku" wszystkiego. Głównie tutaj mowa o tych ze specjalizacją położniczą, chociaż nie brakuje takich tematów jak rak i antykoncepcja (wspomniano po 1 rozdziale). Autorka wgłębiła się z każdej możliwej strony w aspekt pracy tych lekarzy. Zwłaszcza jest to potrzebne, w dzisiejszych czasach kiedy mówi się o znieczulicy w medycznych gabinetach oraz prawach i obowiązkach lekarzy. Jak i tematów tabu.  
Niektóre historie bardzo mnie zaskoczyły i byłam zdumiona że tak jeszcze można w XXI wieku. Inne zaś były ukazaniem mi, że nie wolno robić niektórych rzeczy i czym to może w przyszłości skutkować. I tu dodatkowo mamy wypowiedzi lekarzy, ogólnopolskiej sławy, u których takie rzeczy się działy. Niektórzy lekarze wypowiadają się anonimowo. 


Język jest bardzo przyjazny, dzięki temu szybko się czyta i nie można się od tej książki oderwać. Wszystko mamy w 17 rozdziałach na 320 stronach. Okładka jest z takiego papieru, trochę mi to przypomina papier szkolnych podręczników. Przynajmniej nie widać odcisków palców. 



Książka jest dla każdej kobiety, bez żadnego wyjątku w jakim wieku czy zawodzie. To jedna z obowiązkowych pozycji dla nas, kobiet. 
"#SEXEDPL. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie."

"#SEXEDPL. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie."

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o książce Anji Rubik, postanowiłam że muszę to przeczytać i zobaczyć nad czym jest taki szum oraz dlaczego ma się spodobać nastolatkom. Zresztą chciałam także porównać tego co uczyli w szkole (gimnazjum/podstawówka, w liceum nikt nie chodził) i tego co zawarto w tej książce.  


Po pierwsze to byłam zachwycona samym układem treści, a potem samą treścią. Na pewno wygląda to lekko jako nowoczesny podręcznik, ale taki przyciągający uwagę i zwracający ją na szczególne aspekty. W środku dowiemy się sprawdzonych wiadomości na temat dojrzewania i seksu, czyli tego co uczą nas na wdż, albo próbują. Słyszałam wiele już informacji jak to katechetka czy ksiądz uczy tego przedmiotu i sieje ciemnotę. Aż mnie dosłownie ciarki przechodzą i współczuję tym dzieciom. Ale nie odbiegając od tematu książki - wszystko jest wypisane, opisane i wyjaśnione. To naprawdę solidna dawka wiedzy na temat tego czego boją się nastolatkowie zapytać rodziców czy nauczycieli. Jednak w książce nie ma aż tylu szczegółowych rzeczy o sprawach typowo damskich lub męskich. Tutaj mi tego trochę brakowało, ale wiem że inaczej to byłby gruby tom. 

Muszę tutaj pochwalić autorkę, bo cena jest naprawdę przystępna. Każdy nastolatek zamiast kupić dwóch czekolad czy kilku paczek chispów może wydać na książkę. 


Tak jak już wspomniałam na początku, książka ma przepiękny układ graficzny. Jest dużo zdjęć oraz tekst nie jest monotony. Język także jest przystępny i bardzo młodzieżowy. Książka podzielona jest na kilka rozdziałów tematycznych, np.: choroby, dojrzewanie, pierwszy raz. 



Tą pozycję polecę dla każdego nastolatka. Zwłaszcza teraz, patrząc co się dzieje na lekcjach WDŻ będzie to idealnie przekazana wiedza o czym powinniśmy wszyscy wiedzieć. 
Regenerujące bi-serum do włosów Schwarzkopf Beology.

Regenerujące bi-serum do włosów Schwarzkopf Beology.

Na wstępie chciałam zaznaczyć że Blogger ostatnio przewraca zdjęcia do góry nogami, kiedy je wgrywam do notek. 

Pierwszy raz mam szansę testować coś takiego jak bi-serum do włosów. Zawsze jakoś omijałam i nie zwracałam uwagi na te wszystkie sera i jedwabie do włosów. Jednak po tym jak przystąpiłam do ostatecznej ostateczności w ratowaniu włosów to chętnie przetestowałam ten produkt. 


Nakładam zawsze na końcówki i tak do połowy włosów. Zauważyłam że po kilku razach moje końcówki poprawiły swój stan i nie wykrzywiają się we wszystkie strony. Ale nie daje aż takich spektakularnych efektów, jakich mogło by się spodziewać po tak drogim kosmetyku. Jest dość wydajne. Jedna pompka wystarcza na końcówki w zupełności. Nie należy przesadzać z ilością bo to może przetłuścić i osłabić włosy. 


Cała seria produktów Beology Schwarzkopf jest zapakowana w przepiękne opakowania. Nota bene stanowią świetną ozdobę łazienki. Na początku jeden dyfuzor mi nie działał. Ale to jakoś naprawiłam. Konsystencja jest typowa dla każdego balsamu. 


Gdyby nie ta cena, to chętnie bym kupowała ponownie. Jednak może poszukam może czegoś z niższej półki cenowej o podobnym składzie. Więc spodziewajcie się recenzji czegoś podobnego niebawem. 
"Bardzo brzydki dziennik" Iga Chmielewska.

"Bardzo brzydki dziennik" Iga Chmielewska.

Powoli już zaczynają mnie nudzić te wszystkie cytaty i memy typu "nowy rok, nowa ja". Jakbyśmy potrzebowali magicznej daty 1 stycznia by coś zmienić. Jak dla mnie nie trzeba konkretnego dnia, ani godziny. Jednak jest coś w tym nowym roku.


Dla mnie to etap zamykania spraw, które było ciężko było zakończyć. Niekiedy to także powiew świeżości i możliwość zmiany kalendarza. Dlatego powstał ten post, by "pochwalić" się moim super dziennikiem. 


Z boku, dziennik przypomina mi książkę. Można się bardzo łatwo pomylić. W środku znajdziemy pełno miejsca do robienia notatek i po prostu bazgrania. Można go łatwo spersonalizować, co jest super pomysłem. Dziennik wreszcie będzie odzwierciedleniem siebie, co miało być jego główną ideą - tak mówi autorka. Po za tym jest jakby narysowany, nic nie jest proste i ma moją ulubioną czcionkę. 


W środku znajdziemy kilka rzeczy przygotowanych przez autorkę - listy na każdy dzień miesiąca oraz zadania do wykonania. Nie zabraknie także rysunków, które mogą być pokolorowane. 


Na początku każdego miesiąca mamy pogląd ogólnego kalendarza i podział też na zadania miesięczne. Do tego dochodzi nam wspomniany list od autorki, zadanie do wykonania (poniżej przykład) oraz ogólne kategorie jak notatki, wydatki, cele i wydarzenia. 



Na końcu kalendarza mamy do dyspozycji kilka stron na notatki. Nie zabraknie strony urodzinowej, listy filmów do uzupełnienia, strony inspiracji, listy książkowej. 



Jedynym minusem jakim tutaj zauważyłam to zbyt mało miejsca na notatki. Wolałam żeby kalendarz był podzielony, tak że na jeden dzień mały pół strony a nie 1/3. Dodatkowo na weekend jest tylko malutki skrawek - akurat wtedy kiedy ja wykonuje najwięcej rzeczy i będę musiała tworzyć osobne listy. Przynajmniej żadne linie, ani kratki mnie nie ograniczają. 



Komu mogę polecić ten kalendarz? Osobom wiecznie nie pamiętającym i pragnącym uporządkować swoje życie. Także dla wszystkich, którzy uwielbiają prowadzić takie dzienniki. To świetna pamiątka. 


PS. Te trociny z paczki przez następne dwa dni były wszędzie i nie dało się ich ogarnąć. To była katastrofa. 
Copyright © hope&faaith , Blogger