"Rozwód po polsku" Iza Komendołowicz.

"Rozwód po polsku" Iza Komendołowicz.

Kiedy sięgam po pozycję autorki, wiem że spotkam się z ciekawymi i rzetelnymi opisami oraz przedstawieniem sytuacji. Bo my, Polacy, nie oszukujmy się, lubimy wiedzieć wszystko i o wszystkich. Nie zawiodłam się na ginekologach. A cóż o rozwodach słyszy się co raz, w filmach, książkach, wszędzie! Jak dla mnie rozwód już wszedł na taki sam poziom jak ślub. 


Książka zawiera wszystko, co chcemy wiedzieć o rozwodach. Wypowiadają się prawnicy, sędziowie detektywi oraz rozwodnicy. Zawartość jest podzielona szczegółowo, bo na 32 rozdziałów. Odnoszą się one do każdego aspektu, o którym mogliśmy pomyśleć przy rozwodzie. Ukazane, według mnie, prawdziwe realia bitew i formalności w sądach. Co się dzieje z majątkiem, dziećmi. A co najważniejsze to dlaczego? Bo pracoholik, bo kochanka/ kochanek, bo inne poglądy na życie, bo uzależnienie, bo przemoc. Wstęp jest dość szeroko opisany, zawiera osiem historii, dlaczego ludzie zdecydowali się na rozwód. Może i lekko przydługi (bo prawie na 50 stron), ale wprowadza idealnie czytelnika w to co może się spodziewać po całej książce. 
Dzięki tej książce możemy się zorientować, że rozwodzi się każdy, nie ważne ile ma pieniędzy na koncie, gdzie pracuje i mieszka. Ta pozycja pozwoliła mi otworzyć oczy na wiele aspektów, o których nie miałam pojęcia, albo sobie nie zdawałam z nich sprawy. Autorka dotknęła tego tematu z każdej strony i wycisnęła z niego wszystko. Nie sądzę, że czegoś zabrakło. 


Tak jak wspomniałam, książka zawiera 32 rozdziały, plus wstęp, zakończenie i biogramy wypowiadających się osób, na ponad 300 stronach. Język jest codzienny, tak jakbyśmy czytały wiadomość od koleżanki, albo jakieś forum. Została zastosowana kursywa do wypowiedzi osób po rozwodzie (lub w trakcie), słowa przytaczane przez autorkę mają nic całkowicie inną czcionkę, a zadawane przez nią pytania są pogrubione. Różnią się też czcionką wpisy osób zajmujących się "zawodowo" rozwodami - prawników, sędzi. Okładka jest dość symboliczna, minimalistyczna i rozmiarowo przypomina typową książkę.  



Książka idealna dla osób, które może mają może wątpliwości by wstąpić w związek małżeński. Lecz także dla tych wszystkich, których zżera ciekawość, jak mnie, jak to wygląda. 

Żel pod prysznic Kwiat Pomarańczy od LPM.

Żel pod prysznic Kwiat Pomarańczy od LPM.

Wraz z moim dezodorantem z Le Petit Marsellais postanowiłam wypróbować także takiego samego żelu pod prysznic. Nawet szatą graficzną zgrały się idealne. 


Pod prysznicem mamy bombę zapachową w postaci zapachu kwiatu pomarańczy. Zapach utrzymuje się z nami do kilku godzin po kąpieli. Świetnie się pieni i bardzo dobrze myje ciało. Nie nawilża, pozostawia skórę miłą w dotyku. Nie wiem czy pozostaje odżywiona. Wystarczy nie wielka ilość by dobrze namydlić ciało , więc jest w miarę wydajny. 


Opakowanie jest typowe dla żeli z LPM. To już jedno ich charakterystyczne, nawet bez napisu czy naklejki mogę śmiało powiedzieć że to to. Jest dość wytrzymałe. Nic nie pęka ani nie odkształca się. Konsystencja jest kremowa i białego koloru. 


Nie wiem czy zdradzę swoje żele z DM na rzecz LPM. Które nie mają takich egzotycznych kombinacji zapachów jak te z Balea. Ale czasami można coś zmienić. 
Maskara Flourish by Lash Blast CoverGirl.

Maskara Flourish by Lash Blast CoverGirl.

Podobno marzenia są po to aby je spełniać, więc od kilku lat marzyłam o tuszu od CoverGirl. Na internecie nie mogłam jakoś upolować. Bo jestem takim typem że albo coś znajdzie, albo w ogóle. Więc jak wygrałam rozdanie u Ani z @californiadreaminpl to poprosiłam o ten tusz.  To tak w skrócie. 


Pierwsze co mi się już wcześniej spodobało, to jest sposób pakowania tuszu. Wiem, że zaraz ekolodzy się włączą - dodatkowy plastik i tektura, ale hej przynajmniej mam pewność że tusz nie był wcześniej przez nikogo używany i otwierany. A tak po za tym to chyba nie różni się niczym innym, od tych dostępnych w Polsce.


Tusz sam w sobie jest cudowny. Olejki w nim zawarte pielęgnują moje rzęsy. Szczoteczka jest mała i silikonowa, ale zarazem idealnie nakłada i rozprowadza produkt po włoskach bez żadnych grudek. 
Podkład Lasting Finish Rimmel 103 True Ivory.

Podkład Lasting Finish Rimmel 103 True Ivory.

Przy ostatnich zakupach podkładu zmieniłam także taktykę w makijażu. Traktuję teraz ten kosmetyk jako bazę całego makijażu. Dlatego z tego powodu zainwestowałam w porządniejszy produkt. Reszta może być lekko gorszej jakości. Kolejnym argumentem kupienia lepszego podkładu to była chęć by zamaskować wszelkie niedoskonałości bez bawienia się w korektory. 


Chyba na pierwszy ogień nie mogłam wybrać bardziej popularnego produktu niż ten od Rimmela. Jest on dostępny wszędzie! Nawet w smyku. Już raz używałam z tej firmy. Ale nie o tym. Pierwszą rzeczą która zrobiła na mnie piorunujące wrażenie to krycie. Nigdy nie miałam tak dobrze kryjącego podkładu, mimo że kupowałam ten rodzaj kosmetyku. Ale nie tworzy efektu maski, tylko taki bardziej naturalny bez żadnych błyszczeń. Na lato może być ciut przy ciężki. Wtedy chyba powrócę do kremów BB. Bez jakichkolwiek poprawek wytrzymał ze mną cały dzień (coś około 12-13 h). Po kilku tygodniach używania, nie zapchał mojej cery. Dobrze zmyty nie wpływa na stan mojej cery. Świetnie się rozprowadza za pomocą palców, czasami pomagam sobie gąbką beauty blenderem oraz pędzelkiem do cieni. Opakowanie jest super, bo nic się z nim nie dzieje (no może po za startymi napisami) przez cały czas użytkowania. 


Już chyba rozumiem fenomen na ten podkład. Ale chętnie będę wracała tez  do innych podkładów z tej półki cenowej. Na promocjach rossmannie czy hebe można upolować je w niezłych cenach.  A w szczególności w drogeriach internetowych. Możliwe że będę chciała testować różne rodzaje by znaleźć swojego ulubieńca. Dlaczego by nie rozpieszczać siebie w ten sposób? 
"Sztuka ścigania się w deszczu" Garth Stein.

"Sztuka ścigania się w deszczu" Garth Stein.

Ostatnio zauważyłam, że wiele książek zaczyna być przekładanych na ekrany kina. Znowu stają się popularne, a ja cieszę się filmowymi okładkami. 


Książka jest opowiedziana z punktu widzenia psa, co mi lekko przypomniało "O psie, który jeździł koleją". Historia zaczyna się od momentu kiedy Danny adoptuje Enzo, naszego głównego bohatera psa. Mogłam poznać świat widziany z perspektywy można śmiało powiedzieć, że inteligentnego zwierzaka. Na swój rozum próbuje przekazać co widzi i jak to wszystko wygląda. Mimo, że nie umie mówić jak człowiek. Początkowe rozdziały były takim, trochę jak dla mnie przydługim, wprowadzeniem do właściwego punktu historii. Czyli o tym jak pies pomógł swojemu panu przed samoistnym zniszczeniem samego siebie i walczeniem o swoje dziecko. Zwłaszcza, że ten czworonóg wierzy w to, że w swoim następnym wcieleniu będzie człowiekiem i będzie posiadał kciuki. Jest to świetne ukazanie motywu, że pies to prawdziwy przyjaciel człowieka. Sama historia pokazuje nam, że trudną pracą możemy zdobyć wszystko. Moim ulubionym, zastosowanym tutaj porównaniem, jest to że ludzkie życie jest jak tor wyścigowy, a właściciel Enzo jest zawodowym kierowcą. 


Tak jak już wspominałam okładka jest kadrem z filmu. Rozdziały są w miarę krótkie, ale jednak treściwe i przekazują tyle co powinny. Jest ich 30 na 300 stronach. Język jest dość przyjemny i szybko się czyta. Ma również zagięte okładki, takie zakładki-skrzydełka.  



Tą pozycję polecę dla każdej osoby, nie ważne ile ma się lat i czy jakie czyta się gatunki książek, ona będzie odpowiednia dla wszystkich. 
Szampon i żel pod prysznic Traumtanzerin Balea.

Szampon i żel pod prysznic Traumtanzerin Balea.

Wiele razy słyszałam już o łączonych produktach tego typu dla dziewczyn. Nawet kilka razy chciałam spróbować. Zawsze miałam jakieś "ale". Chociaż tego produktu bałam się używać do włosów bo znalazłam go na dziale z kosmetykami do mycia ciała. Po prostu bałam się reakcji alergicznej. 


Na co zwróciłam uwagę i zasługuje na pochwałę to to że się świetnie pienił. Bardzo dobrze mył moją skórę. Nie przesuszał, ani nie nawilżał. Czyli standardowo jak dla produktów Balea. Zapach nie jest taki przytłaczający i nie wchodzi na pierwszy plan. Jak to w szczególności bywa przy kosmetykach tej marki, że zapach zawsze uwodzi. Nie próbowałam go używać na włosy, tak jak wcześniej wspomniałam. Kolejnym tutaj moim argumentem będzie to że miałam obawy czy nie wywoła u mnie łupieżu. 


Jako żel pod prysznic sprawdził się świetnie. Zawsze będę wracała do tych z Balea. Są dla mnie synonimem mini SPA pod prysznicem za nie wielkie pieniądze. 
Copyright © hope&faaith , Blogger