Krem hydrospectrum od Bijo Clinic.
Moje pierwsze skojarzenia z śluzem ślimaka w kosmetykach mam z odcinka reality show "Żony Hollywood", kiedy Kinga Korta nakładała maseczkę z tego przed imprezą. Od tamtej pory nie miałam do czynienia z takimi typu kosmetykami, dlatego chętnie skusiłam się na krem nawilżający od Bijo Clinic.
Krem ogólnie nie różni się od tego, którego używam z Nivea. Ale ja jednak po kilkunastu dniach stosowania zauważyłam różnicę. Zwłaszcza teraz, kiedy w zimie moja skóra na twarzy jest trochę bardziej przesuszona. Wreszcie jest w pełni nawilżona i nie prezentuje się tak bardzo źle. A ja rano budząc się nie wyglądam, tak jakbym nie przespała nocy. Moja cera przyjęła ten kosmetyk pozytywnie. Nie było żadnych oznak alergicznych, ani nic. Kosmetyk szybko się wchłania i nie pozostawia uczucia lepkości. Wraz z podkładem bardzo dobrze reaguje, a sama skóra nie została zapchana.
Posiada delikatny zapach, który jest praktycznie nie wyczuwalny. Kolor produktu jest biały, co nie ułatwiało mi na początku użytkowania. Produkt jest zapakowany w plastikowy, ale bardzo estetyczny pojemnik.
Z przyjemnością, w niedalekiej przyszłości będę chciała powrócić do tego kosmetyku.
No comments:
Post a Comment