Maska do włosów Kallos Cherry.

Ta maska to jakiś hit blogsery, vlogsfery i u moich znajomych też! Kogo nie pytam to albo słyszał o niej albo ma ją. Chciałam zobaczyć nad czym jest ten wielki szał. Dlatego skusiłam się na zakupy wiśniowej maski. 


Pierwsze co mnie powaliło na kolana przy otwarciu opakowania - zapach wiśni. Nie jakiś chemiczny czy coś, ale najprawdziwszej wiśni z drzewa. Takiej po prostu soczystej. To jeszcze większe zaskoczenie dla mnie - utrzymuje się na włosach po umyciu ich. Moje włosy były po niej w pełni odżywione. Były sypkie, nie puszyły się i nie poplątały się. Były świetne w układaniu się. Zauważyłam, że także lekko ich kondycja się poprawiła. To jest taka przyjemna maska, która nie zaszkodzi ani nie poprawi znacząco naszych włosów. Opakowanie wygląda na takie mało trwałe, ale na razie jeszcze go nie zepsułam. Dla ułatwienia korzystania mogli by zainstalować w pokrywce pompkę. Konsystencja jest taka typowa dla odżywek. 


Za taką cenę,  to jest super. Jeśli wykorzystam swoje szamponowe zapasy to natychmiast skuszę się na szampon z tej serii. Nie narzekam jeśli chodzi o moje włosy to nie muszę im kupować specjalistycznych produktów. Zwłaszcza które czasami bywają bardziej szkodzące niż działające. 

No comments:

Post a Comment

Copyright © hope&faaith , Blogger